Zygmunt Białas Zygmunt Białas
3238
BLOG

Łażący Łazarz: Jesteśmy nową jakością

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Polityka Obserwuj notkę 136

Druga część wywiadu z Łażącym Łazarzem (Tomaszem Parolem), Redaktorem Naczelnym portalu Nowy Ekran

Zygmunt Białas: Jak to jest możliwe, iż w przekazie informacji może zaistnieć taka sprzeczność? Rząd Donalda Tuska opowiada(ł) o naszej dobrej kondycji gospodarczej i wysokiej pozycji Polski na arenie polityki europejskiej. Z drugiej strony coraz wyraźniej widzimy (ci, którzy chcą widzieć), że państwo przestaje pełnić swe podstawowe funkcje, że III RP sypie się po prostu.

Łażący Łazarz: To bardzo proste. Pierwsza część jest iluzją, a druga prawdą. Rząd zajmuję się tylko tym, by tworzyć iluzję i robić wszystko, by była brana za prawdę przez tłuszczę (jestem przekonany, że tak o społeczeństwie mówią między sobą). I to musi nam wystarczyć, bo ludzie, którzy wygrali w tych oszukanych wyborach, nie posiadają ani elementarnych umiejętności, ani woli, ani żadnych kompetencji moralnych, by cokolwiek naprawić w Polsce lub zmienić na lepsze. Krótko mówiąc, to banda podłych pasożytów, wyćwiczonych pajaców do czarowania tłumu, których wielką cześć nasi dziadowie nazwaliby po prostu renegatami albo zdrajcami. Nie przychodzą mi żadne eufemizmy do głowy w obronie Nie-Rządu Tuska.

ZB: Czy tak musiało być? W których momentach, począwszy od posiedzeń Okrągłego Stołu, przegapili Polacy swoje szanse? Były też może nasze osiągnięcia i sukcesy? Jeśli tak, to proszę wymienić i opisać krótko.

ŁŁ: Zawsze w przełomach historycznych pojawia się taki moment, który można wykorzystać lub przepieprzyć z kretesem. Ale by wykorzystać, trzeba mieć determinację, wizję, kręgosłup moralny i umieć podjąć radykalne decyzje. A przede wszystkim nie bać się postawić tym, którzy wielu jeszcze wydają się silni. Tak było z Piłsudskim i Dmowskim, jeden jak lew walczył na salonach musztrując często i przechytrzając swoich przeciwników, drugi stojąc na czele militarnego oseska, wybijał pozostałości uzębienia dotychczasowym zaborcom i pokazywał sąsiadom, gdzie ich miejsce. Wielu ludzi straciło życie, iluś tam się posrało ze strachu, jeszcze inni czuli się jak zbite psy, ale dzięki obydwu herosom, Paderewskiemu i grupie ludzi, którzy wiedzieli, czego chcą, Polska powstała ze zgliszczy i gdyby miała więcej czasu, byłaby krajem wyjątkowo sprawiedliwym i silnym gospodarczo.
Wyobraża Pan sobie, jak wyglądałaby historia dwudziestolecia międzywojennego dla Polaków, gdybyśmy zamiast bohaterów i strategów mieli wtedy takich tchórzy, gamoni i geszefciarzy jak w 89 i teraz? A przecież wtedy też najłatwiej było być kurwą. Jak w każdych czasach. Tyle, że gdy kurewstwo na górze nie dominuje nad honorem, to się okazji nie przegapia i robi wszystko, by swoją ojczyznę odbudować. Tym razem nie odbudowano, ale sprzedano. Zrobiono z niej buduar do parzenia się polskich ladacznic z obcokrajowcami, utrzymywany i pacykowany przez głupich Polaków (czasem nawet z nowymi zasłonami i baldachimem), w którego akcie własności trudno dziś o polskie nazwisko. Krótko mówiąc, zamiast domu mamy dziś burdel dla obcokrajowców ze ślicznymi dziwkami. Większość z nich rozkłada nogi w koszulkach z Orłem w Koronie, taki fason, większa frajda dla przyjezdnych i na większy napiwek można liczyć.

ZB: Gen. Jaruzelski potrzebował dziewięciu lat (1981 - 1989), by w różnych wydarzeniach i przez rozmaite wypadki dopaść 110 polskich opozycjonistów. W ciągu ostatnich trzech lat rządów D. Tuska zginęło tyle samo osób w tajemniczych i dziwnych okolicznościach. Wierzyć się nie chce...

ŁŁ: To akurat nie jest kwestia wiary. Rachunek jest prosty. Albo możemy pochylić się nad tym faktem, albo go olać. Większość olewa, bo nie chce sobie psuć iluzji, że żyje w wolnym, sprawiedliwym i zamożnym kraju, którą tak pięknie roztacza przed nimi Premier-Buratino. Tymczasem prawda jest inna, nie mamy nic, prócz tego co w głowach i prócz naszej historii. Śmierdzimy biedą na kilometr jak targ rybny śledziami. Zwłaszcza, że i tych pełnych głów coraz mniej, by z historii wywieść jakąkolwiek naukę. Czasem ktoś jeszcze ma u nas honor, cecha już niespotykana w zachodnim świecie. To ważny atut naszego narodu. Czy widział ktoś honorowego Anglika, Niemca albo Francuza? Oni są dziś tacy cholernie pragmatyczni i skuteczni. Aż rzygać się chce. Wielu Polaków w cywilizowanym świecie czuje się jak ułan otoczony przez nalanych sąsiadów lichwiarzy o prawicach miękkich i obślizgłych jak żaba. Niektórzy z tych antypatycznych gości nawet znają nasz język, kilka zwyczajów i kuchnię, zawsze jednak ich zdradzi wada postawy, szerokie kieszenie, bandzioch, brak smaku i koledzy z półświatka.

ZB: Nie uporała się III Rzeczpospolita z likwidacją biedy w Polsce. Ten problem zresztą narasta w ostatnim czasie. Zdaje mi się, iż około 30% społeczeństwa żyje na poziomie z końca lat 80-tych lub poniżej tego poziomu. Czy tak już będzie zawsze?

ŁŁ: Tak będzie, póki nie naprawimy błędów z początku lat 90-tych. Z szulerami i terrorystami (a oszukiwali i terroryzowali naród) można paktować, ale jak już ich ma się w garści, to ich się wsadza do więzienia. Na żadne układy nie mają się prawa powoływać, bo nie mają zdolności honorowej. Wtedy można to było zrobić. Nie byłoby żadnej wojny domowej, żadnego oporu, żołnierze sami chętnie zaaresztowaliby głównych komuchów. Potem wystarczyłoby otworzyć szeroko i całkowicie archiwa SB, a ta cała banda tchórzy rozpierzchłaby się z zafajdanymi galotami ze strachu, pucując siebie nawzajem, by ratować skórę. W takich warunkach dekomunizacja i oczyszczenie przestrzeni publicznej dokonałyby się w sposób naturalny. Wystarczy, by ludzie sobie sami poczytali kwity i zobaczyli, jak byli okradani. Niestety – tak jak już wspomniałem – zabrakło właściwych i silnych mężów stanu. Dziś, by to naprawić, trzeba będzie bardziej się namachać różdżką Harrego Pottera. Ale wciąż jest to możliwe i być może nawet nieuchronne, konieczne, by Polska przetrwała. Kto wie, może wystarczy właściwa iskra w odpowiednim miejscu, czasie i okolicznościach. Historia jest nieprzewidywalna, jej gwałtowne momenty zawsze zaskakują najlepiej poinformowanych, ale też nauczyła nas, że żadna iluzja nie trwa wiecznie, a wykwintny kapelusz nie chroni przed baseballem wkurzonego osiłka z bloków. Wciąż jednak nie ma zagrożenia krwią, to ciapciaki-doliniarze, nie fajterzy. Boją się każdego większego zbiegowiska, czy kibiców, czy dzieciaków na ACTA, czy ludzi uczestniczących w Marszu Niepodległości. Gdyby lawina ruszyła pokazać renegatom, gdzie ich miejsce, to zobaczylibyśmy co najwyżej kilka zakrwawionych nosów, naderwanych uszu, kilku lamentujących debili i po krzyku. Więcej śmierci ryzykujemy, gdy nie będziemy robić nic. Oprócz seryjnego samobójcy pojawią się znikający polokoktowcy, a może nawet zbiorowi samobójcy, czy naćpane na demonstracjach wyrostki z kieszeniami pełnymi granatów… Trzeba przejąć od wrogów cichą inicjatywę i zamienić na głośną. Gdy Polacy to zrozumieją, wszystko się zmieni na lepsze. Póki co, docierajmy do przyzwoitych ludzi i twórzmy prawdziwe elity. Tak, by przewrót był restauracją etosu II RP, a nie jakimś bolszewickim kataklizmem, kontrolowanym przez część tej bandy, co dziś bryluje dowolnie łamiąc prawo, sprzeniewierzając się Polsce i kręcąc lody kosztem obywateli.

ZB: Po latach rządów postkomunistów i lewicowych liberałów, które doprowadziły do niewydolności czy wręcz do ruiny kraju, przychodzi - w to wierzę - czas rządów prawicy. Jak ocenia Pan dzisiejszą sytuację po prawej stronie politycznej?

ŁŁ: Oczywiście wspaniale. Mamy świetną opozycję, która wie, czego chce i zawsze możemy na nią liczyć. Przepraszam, żartowałem. Tak naprawdę nie mamy kadr, prawica nie jest zorganizowana. Ba, nawet jest systematycznie dezorganizowana przez ludzi, którzy występują z gębą pełną frazesów, ale których prawdziwych intencji i kompetencji nie znamy. Bo jeśliby patrzeć na owoce, to cóż – owoców brak. Być może faktycznie jedynym politykiem coś tam potrafiącym i mającym zaplecze po prawej (a raczej centrowej) stronie jest Jarosław Kaczyński. Niestety facet jest skutecznie neutralizowany przez Zakon, który sobą nie reprezentuje nic. Być może powstanie kiedyś ważny ruch wokół Romualda Szeremietiewa, jedynego charyzmatycznego polityka po naszej stronie, który jest w stanie rozmawiać z Kaczyńskim jak równy z równym. Kto wie. Ja jednak jestem zdania, że kierunek będzie odwrotny, to społeczność wyłoni własnego lidera, wolnościowcy, narodowcy, internauci, ludzie młodzi. Odbędzie się to spontanicznie, żywiołowo i fraktalnie. Nagle garda zmieni się w pięść, a sterować nią będzie ktoś, kogo dzisiaj nie znamy albo nie typujemy i to on, wbrew życzeniom "Gazety Polskiej" czy "Najwyższego Czasu" będzie sięgał po pomoc do niektórych starszych graczy, ale nie wedle ich życzenia, lecz swojego. Bo człowiek, wyłoniony przez prawicową społeczność, będzie w naturalny sposób czuł tę społeczność, reprezentował ją i odpowiadał na jej zapotrzebowanie, a nie próbował uwieść, jak robi to Korwin, lub przejąć czy wytresować, jak robi to PiS z Jarosławem Kaczyńskim. To archaiczne metody, skuteczne tylko w archaicznym otoczeniu i przy archaicznym Kodeksie Wyborczym. Gdy jednak dojdzie do lawiny, to nikt na żadne takie archaiczne duperele zwracać uwagi nie będzie. Ludzie młodzi podczas ACTA czy Marszu Niepodległości dali próbkę. Młodzi zawsze mają mniej do stracenia, więcej fantazji i większą znajomość nowoczesnych narzędzi niż zgnuśniałe stare pierdoły po 40-tce. Dlatego ja, 43-letni Internauta, wierzę w ludzi młodych. To oni nas uratują.

ZB: W pierwszej części naszego wywiadu mówi Pan: "Prawica to indywidualne myślenie i dociekanie prawdy materialnej". Mój drugi rozmówca, znany bloger Rolex pisze: "W imię wolności nie należy z niej nigdy rezygnować, w przeciwnym razie pokonamy Mechagodzillę, żeby dowiedzieć się, że znaleźliśmy się pod rządami Giganta". Zgadzam się z takimi stwierdzeniami, a równocześnie zastanawiam się, jak pogodzić tę indywidualną wolność z działaniem wspólnym i dyscypliną, które wydają się być niezbędne w osiągnięciu celu.

ŁŁ: Zgadzam się z Rolexem i ze sobą, he, he! To paradoks, który jest siłą prawicy. Właśnie dlatego, że trudno nią sterować oraz nigdy nie wiadomo, czy i kiedy się przełamie. Głupim lewakom i ludziom władzy w pewnym momencie będzie się wydawać, że prawica jest już tak skłócona i zatomizowana, że są bezpieczni. I wtedy, kiedy nabędą już tej wielkiej pewności siebie, że wszystko im wolno i wszystko ujdzie na sucho, pada ta iskra, element krystalizujący jak z historii o koniach w Jeziorze Ładoga. Błysk, zalążek i nagle w sekundę całe wielkie jezioro skute lodem, a w okowach zastygłe łby końskie, które ową odrobinę, zalążek do krystalizacji przechłodzonej wody przyniosły w rozwianej z radości grzywie. Po komuchach, zdrajcach i złodziejach też w końcu zostaną zamrożone łby, zaskoczone, że tak to szybko poszło. Proszę zobaczyć na arogancję ludzi uważających się za panów tego kraju - nie liczą się już z nikim. Polska to dla nich prywatna kopalnia złota, a Polacy to amorficzna i niegroźna banda niewolników. Czy nie ma Pan wrażenia, że to wskazówka, iż moment, gdy dostaną w zęby od społeczeństwa, jest całkiem blisko? Niech pojawi się coś, co wyjątkowo ludziom dopiecze, kropla przepełniająca czarę. Niech jakaś garstka nagle zrobi coś właściwego. Wszak spisek kilku podchorążych wywołał wielkie Powstanie Listopadowe. Stawiam tezę, że o wiele mniej trzeba, by uzurpatora Komorowskiego wywalić z zydla pod żyrandolem, który sobie zawłaszczył łamiąc Konstytucję. O Donku, którego podgardle mile pachnie buldogom z jego najbliższego otoczenia już nie wspomnę.

ZB: Czytam ostatnio: "Polskę czeka gorąca jesień". Tak więc wcześniej czy później przyjdą zmiany. No właśnie... Wcześniej? Czy później? Dziś Polacy są - tak sądzę - zrezygnowani i pogodzeni z losem, który przynosi stopniowe, ale bolesne obniżanie niewysokich już standardów. Jaki scenariusz zmian wydaje się Panu najbardziej prawdopodobny?

ŁŁ: Futurologia to taka dziwna nauka, która nigdy nie przyniosła żadnych wymiernych efektów, za to mnóstwo fajnej literatury SF. Nie chce się zamienić w fantastę za 2-3 miesiące. Nie wiem, czy to będzie ta jesień, zima, wiosna, czy lato. Nie postawię głowy przeciwko orzechom, że już zaraz, nie za długo będzie coś się działo i nowe wybory. Tak może być i chciałbym, by tak było, ale nie musi. Być może przyjdzie poczekać dłużej, rok dwa. Ale jak już chromolnie, to wszystkich nas zaskoczy. Iluzja powstrzymuje ludzi przed działaniem tylko tak długo, jak jest skuteczna. Gdy mówimy o kryzysie w Grecji, to możemy mówić, że w Polsce jest inaczej, niemal świetnie. Ale jeśli pierwsi dziadkowie zaczną tracić mieszkania i domy, bo się nabiorą na odwróconą hipotekę, emeryci będą musieli zapłacić kilkaset złotych ze swojej emerytury podatku katastralnego, euro poleci na łeb na szyję, frank szwajcarski na księżyc, a komornicy zaczną pukać do drzwi co drugiego kredytobiorcy, to żadne czary-mary nie będą miały znaczenia. Być może zacznie się od jednego zdesperowanego ojca rodziny, który po odmowie wypłaty środków np. przez PEKAO SA pchnie ochroniarza, wywalając szybę i wywołując w ten sposób run na banki. Być może od pobitego na śmierć demonstranta. A być może od akcji oburzenia w Internecie. To już się zaczyna, spójrzmy na kapitalną akcję Kukiza zmieleni.pl. Nie wiem, ale tylko działanie nagłe i o wielkiej dynamice (kuli śniegowej) jest w stanie przełamać systemowy paraliż w naszym kraju wywołany przez polityków i ich finansowych pryncypałów.

ZB: Jest Pan Redaktorem Naczelnym znanego portalu Nowy Ekran. 24 stycznia 2011 roku opublikował tu Pan swój pierwszy tekst, który miał bodajże 200 odsłon i jeden komentarz. Początek nie był chyba łatwy? Mija teraz dwudziesty miesiąc Pańskiej działalności redaktorskiej. Jakie sukcesy Pan zanotował? Jakie trudności musiał Pan pokonywać?

ŁŁ: Kilka drobiazgów muszę sprostować. Swoją pierwszą notkę opublikowałem na tydzień przed otwarciem Nowego Ekranu, gdy portal był testowany przez wybranych 200 Internautów, trudno więc, by było więcej odsłon. Z początkiem września minął 19 miesiąc naszego istnienia, ale fakt: 20-ty właśnie zaczął mijać . Mieliśmy najlepszy start-up w polskim Internecie od 14 lat i ponad 75 tys. unikalnych użytkowników pierwszego dnia otwarcia portalu, więc można powiedzieć, że początek był bardzo łatwy. Schody zaczęły się dopiero później, gdy zostaliśmy zidentyfikowani jako groźna konkurencja przez środowisko "Gazety Polskiej". Seria czarnego PR-u kolportowanego, gdzie się da, przez znanych sprawców od półtora roku miała utrudnić nam życie i trochę utrudniła. Trzymamy się jednak dzielnie. Dla mnie osobiście Nowy Ekran to niebywałe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w budowaniu społeczności w oparciu o samodzielnie myślących ludzi. To nie jest łatwe, ale fascynujące. Nigdy wcześniej nie byłem też tak blisko polityków i rynku medialnego. Przyznam, że można się nabawić frustracji. Nic nie jest takie, jakie się wydaje dla szarego zjadacza makaronu czterojajecznego. Politycy są głupsi, ich interesy, sympatie i realne zachowania mają się nijak do podziałów partyjnych. Nagle człowiek rozumie, jaki to wszystko teatr ról rozdanych. Oni w większości grają przed publicznością to, co im się wydaje, że łyknie publiczność. Styk polityki z biznesem jest przerażający, podobnie zresztą jak styk polityków z dziennikarzami. Każdy ma swoją lokomotywę, która pcha lub ciągnie i na tym opiera swoje istnienie, karierę, image. Znani dziennikarze tak są zakumplowani z politykami, że nawet im do głowy nie przyjdzie patrzeć im na ręce. Widziałem tematy, które były jak gorący kartofel, jeden dziennikarzyna podrzuca drugiemu: „może coś z tym zrobisz, mnie nie wypada, bo taki czy inny by się na mnie obraził, taki czy inny przestanie przychodzić do moich programów, tu mnie zjedzą, tu sponsor odejdzie, itd.” Są tematy, które w ten sposób pewnie nigdy nie ujrzały światła dziennego, w inne wskakują tacy wariaci-Internauci jak ja, redaktorzy lub blogerzy Nowego Ekranu i tylko dzięki temu opinia publiczna ma szansę coś się dowiedzieć. Dlatego też Internet jest takim zagrożeniem dla tych wszystkich układzików i dlatego też Nowy Ekran, jedyne w Polsce medium o zauważalnej oglądalności, które ani nie jest podczepione pod żadną partię ani pod żadne środowisko dziennikarzy mainstreamowych, jest tak kopany ze wszystkich stron. Jesteśmy nową jakością, czy to się komuś podoba czy nie, elementem nieprzewidywalnym, pozasystemowym, stąd też nie jest nam łatwo i stąd inne media unikają cytowania nas, jakby mieli zjeść surową żabę. No to co, za to udało się zrobić wyłom, który się powiększa. Co się udało szczególnie? Cóż, mamy miesięcznie od 1,5 do 2 mln unikalnych użytkowników. I to bez błogosławieństwa celebrytów, wsparcia w gazetach, telewizorach, czy mając za sobą 6 lat na rynku jak inni, do których się nas lubi porównywać. Tylko dzięki jakości treści, które dostarcza nam 9000 blogerów i komentatorów. Politycy jednej i drugiej strony boją się nas jak ognia, obsobaczając różnymi inwektywami i odmawiając wywiadów. Sądy wpadają w panikę, gdy na rozprawie pojawia się ekipa Nowego Ekranu. Śmiesznie i tragicznie to wygląda, gdy sędzia zamiast powiedzieć „ok, rejestrujcie, proces prowadzę uczciwie i profesjonalnie”, najpierw przez pół godziny kombinuje, jak nas wywalić za drzwi, naradza się ze sobą samym, robi przerwy, odracza, wdaje się w pyskówki z publicznością. Jeden z sądów już na drugi dzień po publikacji materiału wezwał nas do usunięcia filmu i wszystkich komentarzy. Miałem niesamowitą satysfakcję, gdy jako Redaktor Naczelny mogłem odpowiedzieć publicznie i pisemnie, że prawo jest po naszej stronie zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego i dlatego wniosek sądu nie zasługuje na uwzględnienie. Po woli Nowy Ekran obnaża i demaskuje fasadowość wymiaru sprawiedliwości w Polsce, kto nas czyta, to wie. Innym sukcesem była udana próba odkłamania czarnego PR-u jaki wszystkie media głównego nurtu wytoczyły w stosunku do organizatorów i uczestników Marszu Niepodległości w 2011r. Nasze nagrania masakrowania spokojnych ludzi przez policjantów, prowokacji policyjnych i np. podpalania własnych radiowozów doprowadziły do specjalnego zwołania Komisji Sejmowej w grudniu tamtego roku. Nasz film o przechowywaniu bojówek niemieckiej Antify przez Krytykę Polityczną spowodował, że stracili oni lokal kawiarni Nowy Wspaniały Świat, który był na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej w Warszawie. To cieszy. Były też sprawy zabawne, np. „afera medialna” z tamtego roku, gdy środowisko naszych blogerów podczas jednego z Lasów Smoleńskich wypuściło balony (światełka pamięci) na Krakowskim Przedmieściu, które podobno sparaliżowały lotnisko Okęcie i opóźniło lądowanie samolotu z Moskwy (śmiech). Ale były też sprawy poważne. Jako pierwsi pisaliśmy o piramidzie finansowej Amber Gold, pomogliśmy kilku tysiącom osób poszkodowanych przez komorników i windykatorów, kilku z pokrzywdzonych dzięki nam nie straciło mieszkań. Na łamach Nowego Ekranu można dziś przeczytać treści nieobecne gdzie indziej, czasami rzeczowe i udokumentowane aż do bólu, czasem też trochę zwariowane czy nietypowe. Ale tak właśnie wygląda medium bez cenzury. Polacy są nieprzyzwyczajeni do takiego zwierza, bo wszędzie indziej jest cała lista tematów tabu, lub tego w jaki sposób o kimś lub czymś nie można pisać, bo partia, bo środowisko, bo gazety, w których również publikują redaktorzy itp. itd. U nas tego nie ma, w zasadzie jesteśmy zamknięci tylko dla palikotyzmu, ale to dlatego, że szkalowanie Polski, ubliżanie plucie na wiarę przodków, ubliżanie innym i pieprzenie piramidalnych głupot zwyczajnie łamie nasz regulamin.

ZB: Nowy Ekran zyskuje na znaczeniu. Decydują o tym liczne i wartościowe teksty oraz estetyczna i wyszukana szata graficzna - to widać na pierwszy rzut oka. Redaktor Naczelny wie jeszcze i pamięta na pewno o licznych przedsięwzięciach kulturalnych, społecznych i politycznych swego portalu oraz osób z nim związanych. Proszę o przypomnienie!

ŁŁ: Jako pierwsze medium w Polsce stworzyliśmy Obywatelskie Listy Wyborcze, z którymi poszliśmy na wybory i dzięki temu przetestowaliśmy system, obnażając całą jego podłą konstrukcję i bezkarność PKW, które mimo przegrania z Nowym Ekranem procesu przed Sądem Najwyższym, praktycznie podtarło się bezkarnie wnioskami sędziów. Zorganizowaliśmy koncert patriotyczny na Placu Konstytucji w rocznicę Stanu Wojennego z udziałem Kryzysu z Brylem i młodego zespołu Fabryka, dwa razy dokonaliśmy prowokacji podkładając 20-kilogramową atrapę bomby na Dworcu Centralnym w Warszawie, wykazując zerową czujność służb nawet w momencie rozpoczynania się Mistrzostw EURO 2012, zorganizowaliśmy szereg paneli dyskusyjnych na temat geopolityki, edukacji, obronności czy finansów państwa. Na naszych Areopagach bywały najznakomitsze umysły w Polsce, których właściciele potrafili się bardzo ostro i rzeczowo wspierać, wydaliśmy kilka książek, sponsorowaliśmy Festiwal Piosenki Polskiej, daliśmy miejsce i iskrę do rozkręcania Klubu Inteligencji Polskiej, odkryliśmy kilku fantastycznych analityków, poetów, rysowników, filmowców, pieśniarzy i wiele, wiele piór blogerskich, których po prostu nie można nie czytać. Ale przede wszystkim próbujemy aktywizować ludzi, zachęcamy ich do działania, do ruszenia 4 liter i pomocy Polsce, ot tak, oddolnie, bo inaczej wiecznie będą nią zawiadywać te same persony, czasem bardzo wątpliwej konduity. Mamy szuflady pomysłów, ciągle pojawiają się w Nowym Ekranie propozycje różnych akcji, czasem trafiają na podatny grunt, ale najczęściej niestety kończy się na dyskusji. Ale nie ma co się zżymać, to normalne, to proces. Wszystkich nas tresowano przez lata, byśmy się nie wychylali i nie wstawali od telewizora. Bo nie warto, bo zagrożenie, bo nic z tego nie będzie. Teraz razem z redakcją i częścią aktywnych realnie blogerów staramy się przełamywać ten marazm, trafiać z treściami i różnymi projektami do tych 50-60% naszego społeczeństwa, które nie widzi swojej reprezentacji w sejmie, do młodych, do zniechęconych ciągłymi porażkami, do uśpionych i sfrustrowanych. Latamy wte i we wte z budzikiem w ręku, co bardzo irytuje wielu ludzi. Trudno, Nowy Ekran nigdy nie miał być biznesem przede wszystkim – choć dziwię się, że nie stoi do nas kolejka reklamodawców, bo nasze środowisko z pewnością by doceniło odważne wsparcie niezależnego medium – powstawał, by realizować misję. Misję naprawy Polski dzięki myśli i aktywności w zonie wolnego słowa. Bo tylko u nas tak naprawdę nie ma cenzury. I sądzę, że to się już dzieje, powoli, być może jeszcze niezauważalnie dla niektórych, ale ja już to widzę. Sytuacja zdecydowanie nabierze wyrazu, gdy w końcu uda nam się wydawać tygodnik i uruchomimy własną telewizję kablową. A prowadzimy już prace w tym kierunku. Nie mamy wprawdzie tyle środków co na początku, ale są potencjalni inwestorzy (rozmowy trwają) i krok za kroczkiem się rozwijamy. Od niedawna jest na NE panel darmowych ogłoszeń drobnych, za chwilę będzie reklama (może już w tym miesiącu), na której będą mogli zarabiać sami blogerzy, testujemy właśnie aplikację na telefony komórkowe i tablety, a jednocześnie, gdzieś z boku planujemy Galę i rozkręca swoje działanie Fundacja Nowy Ekran, z którą będziemy jeździć z pomocą do dzieci biednych. Mam nadzieję, że nikt nam w tym skutecznie nie przeszkodzi.

ZB: Dziękując za rozmowę, życzę Panu i Zespołowi Nowego Ekranu spełnienia swych planów i marzeń w dalszej działalności na rzecz naszej Ojczyzny.

ŁŁ: Dziękuję i pozdrawiam serdecznie wszystkich naszych sympatyków oraz krytyków. Z Panem Bogiem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka