Ileż to ciemnoty można nawciskać światowej opinii publicznej, tylko Pan Bóg raczy wiedzieć! Tym razem nie będzie o rzekomej katastrofie lotniczej na Siewiernym. Przypomnimy sobie wydarzenia z 28 maja 1987 roku, kiedy to szkolno - treningowa cessna F-172P z 19-letnim Mathiasem Rustem na pokładzie wylądowała w pobliżu Kremla i Placu Czerwonego, co stało się sensacją na skalę światową.
Urodzony w 1968 roku, dość niezrównoważony, Niemiec (i w ogóle podejrzany typ) postanowił działać na rzecz światowego pokoju i porozumienia między narodami. Wynajął awionetkę i wystartował z hamburskiego lotniska, by pokonać taką trasę:
Trasa przelotu Mathiasa Rusta Wikimedia Commons/cc. Autor: Alexrk2
Leciał w sumie 15 dni - podają źródła - zatrzymując się w zaznaczonych na mapie miejscowościach, by odpocząć i zatankować paliwa. 28 maja o godzinie 14:29 awionetka Rusta pojawia się na ekranie radaru wojsk sowieckiej obrony powietrznej. Dowódcy nie otrzymują pozwolenia na zestrzelenie samolotu, a potem młodzieńcowi dopisuje nadzwyczajne (podejrzanie nadzwyczajne) szczęście. O godzinie 19:30 awionetka ląduje na ówczesnym parkingu dla autokarów wycieczkowych, niecałe 100 metrów od murów Kremla.
Zapytałem inż. Krzysztofa Cierpisza, co sądzi o locie i lądowaniu Friedensmachera. Inżynier odpowiedział:
"28 maja 1987 roku w dniu święta obrony sił powietrznych ZSRR wylądowała amatorska cessna F-172P w samym Imperium Zła i Ciemności na Placy Czerwonym. Młody Niemiec wysiadł z samolotu. Był rozbawiony, uśmiechał się do gapiów i opowiadał o swym locie, który rzekomo odbył się z Niemiec przez Finlandię. Kiedy już wygadał się do woli i został sfilmowany ze wszystkich stron, nadeszła milicja i aresztowała go.
Wcześniej jednak kamera z dużej odległości sfilmowała moment zetknięcia z ziemią, kołowanie i zatrzymanie silnika. Widać wyraźnie, że Rust nie leciał sam, lecz w towarzystwie osoby drugiej - kobiety. Kobieta ta wysiadła z samolotu i oddaliła się niepostrzeżenie, podczas gdy Rust, ubrany w pomarańczowy kombinezon skupia na sobie całą uwagę kamer i gapiów.
Michaił Gorbaczow wykorzystuje to wydarzenie do swych politycznych celów i usuwa niedołężnych generałów, którzy nie chcieli pierestrojki, a nie potrafili obronić granic powietrznych przed małą cessną (zostali zdymisjonowani: miniter obrony Siergiej Sokołow i dowódca Wojsk Obrony Przeciwlotniczej Aleksander Kołdunow oraz 2 tysiące oficerów - przypis ZB).
Prymitywizm tej manipulacji był aż nadto oczywisty. Wiadomo bowiem, że cessna - lecąc z prędkością 200 km/godz. - byłaby zauważona w ZSRR setki razy przez innych pilotów lub z ziemi przez zwykłych gapiów. Sprawa nie mogła być ukryta.
Rust musiał być tajnie przewieziony - w porozumieniu z władzami niemieckimi - przez KGB do Moskwy. Tam, startując z jakiegoś stadionu lub placu przeleciał w ciągu 5 - 10 minut swój lot. Był wspomagany przez znającą trasę lotu agentkę, bo sam nie byłby w stanie tak celnie podejść na wyznaczone miejsce. To właśnie ta agentka umożliwiła Rustowi trafne lądowanie na Placu Czerwonym. Po wykonaniu zadania oddaliła się szybko i bez widocznego pożegnania zaraz po wylądowaniu.
Interesujące jest to, że liczni analitycy zauważyli, że Rust w swych opowieściach o locie do ZSRR nie potrafi wiarygodnie zbilansować czasu lotu. Czas to kłopot. Podobnie nie chce się czas zbilansować 10 kwietnia 2010r. w Smoleńsku".
Dodajmy tutaj parę szczegółów o samym "bohaterze", które mogą zainteresować Czytelników i przede wszystkim Czytelniczki:
1) Mathias Rust odsiedział 14 miesięcy w więzieniu w Moskwie.
2) Dwa lata później zranił bardzo niebezpiecznie nożem młodą dziewczynę, która nie reagowała na jego zaloty. Odsiedział tym razem 15 miesięcy w więzieniu w Niemczech.
3) Wygrał w pokera 750 tysięcy euro (to ci dopiero szczęściarz!).
4) Za wywiady prasowe czy telewizyne pobierał po kilkaset tysięcy marek. Wartość czytelniczą ocenił później niemiecki dziennikarz tak: "Rust rozczarował szczególnie. Był intelektualnie pusty; rozmowy z nim sprawiały zawód, a my z jego powodu byliśmy bardzo nieszczęśliwi".