Przekazując na II Konferencji Smoleńskiej wyniki swych badań, zamieszał prof. Chris Cieszewski nie tylko wśród fanatyków brzozy, ale też w grupie zwolenników Zespołu Parlamentarnego. Otóż badania te wskazują na możliwość inscenizacji katastrofy, o czym pisze przerażony nieco Jerzy Korytko w notce zatytułowanej "Smoleńsk - dowody inscenizacji", link: http://jerzy.korytko.salon24.pl/543087,smolensk-dowody-inscenizacji
Tu zwrócę uwagę, stosując w swej wypowiedzi konsekwentnie pojęcie "inscenizacji", a nie "maskirowki", iż myli się autor, pisząc: "Maskirowka pojawiła się jako hipoteza najpierw w rosyjskiej przestrzeni internetowej. U nas za sprawą FYM-a". - Otóż o inscenizacji na Siewiernym pisał pierwszy inż. Krzysztof Cierpisz, bo już 16 kwietnia 2010 roku.
Pisze Jerzy Korytko: "Dotychczas z obrzydzeniem czytałem notki, których autorzy wysuwali wprost teorię tzw. maskirowki. (...) Uważałem, że autorzy snujący rozważania o maskirowce nadinterpretują rzeczywistość, z niewiedzy (braku jakichś informacji) czynią podwaliny swoich teorii".
Autor tej notki (Z. Białas) był długo wierny ustaleniom ZP, choć pisał czasem: "Była to dziwna i tajemnicza katastrofa", by w maju 2012r. po przeczytaniu "Czerwonej strony Księżyca" FYM-a uznać, iż tylko inscenizacja tłumaczy wiele tych "dziwnych i tajemniczych" zdarzeń i być krytycznym wobec "dowodów" wytworzonych przez rosyjskich i zapewne polskich "specjalistów". Ogromna ilość kłamstw i manipulacji produkowanych przez organy państwowe oraz media utwierdzały autora tej notki (ZB) w przekonaniu o - nieudolnej zresztą - inscenizacji katastrofy lotniczej na Siewiernym.
I jak można by pisać o niewiedzy w przypadku inż. Krzysztofa Cierpisza? Inżynier opowiadał mi kiedyś, co robił i myślał 10 kwietnia 2010 roku:
"Wybierałem się na umówione spotkanie, gdy w telewizji podali informację o katastrofie "prezydenckiego" samolotu. Niecierpliwie czekałem więc na dalsze wiadomości. Tymczasem dziennikarze powtarzali ciągle to samo i cytowali się nawzajem. Także Paszkowski podawał to, co gdzieś słyszał. Potem były wizualizacje, komentarze, dyskusje i coraz bardziej cierpiętnicze miny redaktorów.
Zadzwoniłem do znajomego, że przyjadę później. Chciałem widzieć tę katastrofę, a można było zobaczyć tylko ujęcia filmowe z odległości kilkudziesięciu metrów: fragment wraku i ogniska zbliżone wielkością do harcerskich. Po około dwóch godzinach byłem już pewien, że dokonano makabrycznej zbrodni. Wieczorem tego dnia zacząłem pisać o bezczelnym kłamstwie. Sześć dni później opublikowałem pierwszy tekst w portalu zamach.eu".
Komentarze
Pokaż komentarze (99)