Zygmunt Białas Zygmunt Białas
1526
BLOG

Uwagi inż. K. Cierpisza do raportu "Gazety Polskiej"

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Bloger @lancelot przedstawia w swej notce zamieszczonej w Nowym Ekranie specjalny raport  "Gazety Polskiej": Co wiemy o katastrofie po II Konferencji Smoleńskiej.

Ze względu na ważność sprawy postanowiłem przedrukować tekst z uwagami  inż. Krzysztofa Cierpisza i ewentualnie swoimi spostrzeżeniami. By moja notka była w miarę przejrzysta, stosuję:

---  czarny kolor druku dla raportu w wykonaniu Lancelota;

---  czerwony druk oraz żółte tło dla uwag inż. K. Cierpisza;

---  fioletowe części są napisane przez autora tej notki Zygmunta Białasa.

Pyta na początku Inżynier: Nie kapuje ten Lancelot czy sobie pokpiwa z nas?

Specjalny raport „Gazety Polskiej”. Co wiemy po II Konferencji Smoleńskiej

Utytułowani naukowcy różnych specjalizacji nie mają wątpliwości, że oficjalna wersja tragedii 10 kwietnia 2010 r. nie ma nic wspólnego z prawdą, a badanie katastrofy i dotyczące jej śledztwo prowadzone są pod dyktando Rosji. „Gazeta Polska” przygotowała raport dotyczący głównych tez, jakie postawili na II Konferencji Smoleńskiej niezależni uczeni.

Dwa dni obrad, cztery sesje, ponad 30 referatów, kilkudziesięciu prelegentów z Polski i ze świata, 49 członków Komitetu Naukowego (w większości posiadających tytuł profesora) – to liczbowe streszczenie imponującej inicjatywy polskiego środowiska naukowego. Niestety, wnioski, jakie płyną z wystąpień poszczególnych referentów, są przerażające. Wynika z nich, że samolot Tu-154 z 96 Polakami na pokładzie został zniszczony w wyniku eksplozji, a badanie tej katastrofy od samego początku było pozorowane.

Czy potrzeba było wielu lat na stwierdzenie tego faktu? (ZB).

Oto podsumowanie najważniejszych tez konferencji.

1. Smoleńska brzoza była złamana już pięć dni przed katastrofą

Pogłębiona analiza zdjęć satelitarnych z kwietnia 2010 r. niezbicie wykazała, że słynna smoleńska brzoza, która według rządowej wersji miała zniszczyć skrzydło Tu-154, już pięć dni przed katastrofą była złamana. Prof. Chris Cieszewski i zespół jego amerykańskich ekspertów doszli do tego wniosku m.in. przy użyciu materiału zdjęciowego z filmu „Anatomia upadku” (reż. Anita Gargas) wyprodukowanego przez „Gazetę Polską”.

Ciekawy ten badacz!!! (KC).

Kompetencje autorów analizy są nie do podważenia. Prof. Cieszewski jest specjalistą od analizy zdjęć satelitarnych drzewostanów. Poza prowadzeniem badań w Warnell School of Forestry and Natural Resources (wchodzącej w skład  University of Georgia) jest naczelnym redaktorem dwóch międzynarodowych czasopism naukowych, członkiem komitetów redakcyjnych trzech innych międzynarodowych periodyków i recenzentem pracującym dla 23 międzynarodowych czasopism naukowych. W specjalistycznej prasie opublikował ponad 120 artykułów. Inny współautor analizy – prof. Pete Bettinger – to ekspert od biometrii leśnej z 30-letnim naukowym stażem, którego książkę wydało niedawno Oxford University Press, czyli najbardziej prestiżowe wydawnictwo akademickie na świecie. Bettinger prowadzi od wielu lat wykłady z fotogrametrii powietrznej w lotnictwie (fotogrametria to dział geodezji zajmujący się opracowywaniem map i planów geodezyjnych na podstawie zdjęć fotograficznych) i z interpretacji zdjęć lotniczych. Prof. Marguerite Madden – kolejna autorka analizy – to dyrektor amerykańskiego Centrum Badań Geoprzestrzennych. Jest cenioną ekspertką w zakresie interpretacji oraz analizy zobrazowań satelitarnych i zdjęć lotniczych. W fotogrametrii i zaawansowanej analizie fotografii satelitarnych od lat specjalizuje się również dr Thomas R. Jordan, inny członek zespołu prof. Cieszewskiego.

Po tej wodzie trzeba by zapytać, kto w końcu oceniał te zdjęcia??? (KC).

2. Zniekształcenia wraku świadczą o eksplozji

Chodzi głównie o metalowe elementy wraku Tu-154, poddane analizie przez dr. Andrzeja Ziółkowskiego z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN. Według naukowca, wiele zniekształceń tych fragmentów odpowiada deformacjom prezentowanym w literaturze naukowej jako typowe zniekształcenia powstające na elementach metalowych w przypadku eksplozji. Chodzi m.in. o tzw. bliźniakowanie (rodzaj odkształcenia plastycznego wzdłuż ściśle określonych płaszczyzn) i charakterystyczne pozwijanie krawędzi niektórych elementów.

To już dawno było. Ściągnięte z portalu zamach.eu. (KC).

Do tez tych przychylił się także prof. Jan Obrębski, który przebadał jeden z fragmentów Tu-154. Uczony, który nie ma wątpliwości, że część ta została rozerwana w wyniku wybuchu, podtrzymał swoje stanowisko sprzed roku: tupolew został zniszczony przez wielopunktową eksplozję. 

To też wzięto z zamach.eu. (KC).

Prof. Obrębski jest profesorem zwyczajnym na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej w Zakładzie Wytrzymałości Materiałów, Teorii Sprężystości i Plastyczności. Z jego skryptu dotyczącego wytrzymałości materiałów uczą się dziś studenci Politechniki Warszawskiej.

Oszołomy profesorskie, bo śladów od wybuchów jest tyle i to w różnych miejscach. Że ładunki musiały być wszędzie, również w owiewce skrzydła. A najśmieszniejsze jest to, że widać nastrzały błota i kamieni na powierzchni wewnętrznej kadłuba – skąd się wzięły w powietrzu??? Skąd nastrzały błota  na goleniach podwozia głównego? (KC).

3. Rozmieszczenie szczątków Tu-154 wskazuje na wybuch w powietrzu

„Obraz wrakowiska w Smoleńsku wskazuje jednoznacznie, że 10 kwietnia 2010 r. rozpad samolotu Tu-154 nastąpił w powietrzu, a nie na powierzchni ziemi. Wskazuje na to brak krateru, dyslokacja poszczególnych fragmentów, a także położenie niektórych szczątków w koronach drzew,

A zwloki też? Dlaczego nie widać zwlok? (KC).

co możliwe jest jedynie przy upadku z góry” – to konkluzja wystąpienia prof. Piotra Witakowskiego, kierownika pracowni w Katedrze Geomechaniki, Budownictwa i Geotechniki krakowskiej AGH.

Do takich samych wniosków, choć na podstawie nieco innych obserwacji, doszedł dr Stefan Bramski, emerytowany pracownik Instytutu Lotnictwa, w latach 1991–2002 członek jego Rady Naukowej, specjalista od budowy płatowców. Zdaniem dr. Bramskiego o wybuchu samolotu w powietrzu świadczy separacja aerodynamiczna szczątków maszyny, a więc sposób, w jaki poszczególne fragmenty Tu-154 zostały porozmieszczane na miejscu katastrofy. „W rozłożeniu szczątków można zauważyć zjawisko separacji aerodynamicznej według ciężaru, co świadczy o tym, że kadłub uległ dezintegracji w powietrzu przed uderzeniem w ziemię” – stwierdził dr Bramsk.

Bzdury!  Skąd on ma takie dane, aby wyciągać takie wnioski, które zresztą nie wykluczają wybuchów na ziemi. Poza tym samolot po wybuchach już nie może zakręcać, a Tuskolet zakręca. Niech Lancelot i Bramski kupią sobie rakiety noworoczne i je odpalą, ale tak, aby w trakcie lotu wyraźnie zakręcały i to filmują telefonem, a potem gdy nastąpi detonacja, to też będzie widać, jak te rozpryski zakręcają(???) (KC).

Także według autora zestawienia kilkudziesięciu katastrof Tu-154 w ciągu ostatnich 40 lat, prof. Jacka Gierasa z Instytutu Elektrotechniki Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, wybuch w powietrzu to najbardziej prawdopodobna przyczyna katastrofy smoleńskiej. Jako przesłanki przemawiające za tą hipotezą wskazał m.in. ogromne rozczłonkowanie samolotu i charakterystyczne wygięcie boków kadłuba.

Przypomina mi się prof. Zbigniew Brzoska z MEil PW, który musiał zasiadać w komisji egazminu komisyjnego z wytrzymałości materiałów w WSI w Lublinie, gdzie student zdawał komisyjnie wytrzymałość. I tam profesor po wysłuchaniu pytań i odpowiedzi złapał z kosz od śmieci, ale nie po to, aby tłuc studenta, lecz naukowca, który opowiadał brednie. Podobnie tu ręce aż świerzbią!!!. (KC).

4. Na miejscu katastrofy znaleziono substancje wybuchowe

Jak stwierdzili na konferencji 
producenci przenośnych urządzeń do wykrywania materiałów wybuchowych (spektrometrów) – dr Tomasz Ludwikowski i dr Jan Bokszczanin z Korporacji Wschód – urządzenie MO-2M, użyte przez polskich biegłych w Smoleńsku, zapewnia bardzo dokładne wykrywanie i identyfikację materiałów wybuchowych w przypadku obecności ich oparów w analizowanym powietrzu. Oczywiście niepodważalnym świadectwem ewentualnego wybuchu byłaby stwierdzona laboratoryjnie obecność produktów powybuchowych, niemożliwych do wykrycia za pomocą spektrometrów, ale identyfikacja substancji przez urządzenia tego typu bardzo rzadko jest mylna. Eksperci powiedzieli m.in., że dokonany przez nich eksperyment udowodnił, że spektrometry MO-2M nie sygnalizują mylnie śladów obecności trotylu na paście do butów – co próbowali wmówić opinii publicznej prokuratorzy wojskowi.

Dr Ludwikowski i dr Bokszczanin ujawnili ponadto, że przeprowadzone badania przedmiotów, które towarzyszyły ofiarom katastrofy smoleńskiej, wykazały obecność jonów nitrogliceryny (na płaszczu śp. Aleksandra Fedorowicza i torbie śp. Zbigniewa Wassermanna) oraz pentrytu, czyli bardzo silnego, kruszącego 
materiału wybuchowego z grupy estrów kwasu azotowego.

Oczywiście, że tak. Było o tym w  zamach.eu, poza tym przechodziła tamtędy armia Napoleona i musza tam być ślady po czarnym prochu (KC).

5. Dane z czarnych skrzynek zostały zmanipulowane

Tutaj fakty są jeszcze bardziej jednoznaczne – jak pokazały referaty dr. Kazimierza Nowaczyka, inż. Marka Dąbrowskiego i Marcina Gugulskiego.

Po pierwsze, żadna z kopii zapisów czarnych skrzynek przekazanych stronie polskiej w obecności przedstawicieli prokuratury nie nadawała się do analizy z powodu liczby błędów. Po drugie, dane odczytane z polskiego rejestratora ATM-QAR (jedyna oryginalna czarna skrzynka w rękach Polaków) poddane zostały manipulacji polegającej na usunięciu ostatniej połowy sekundy zapisu i „doklejeniu” w to miejsce dwusekundowego fragmentu z niezweryfikowanej rosyjskiej kopii. Po trzecie: nie wiadomo, w jakich okolicznościach dokonano wyjęcia taśmy z rejestratora MARS-BM (rosyjska skrzynka zapisująca parametry lotu). Po czwarte: istnieje pięć kopii zapisu nagrań z kokpitu diametralnie różniących się czasem trwania (różnice wynoszą aż dwie minuty) i odstępami pomiędzy poszczególnymi zapisanymi wypowiedziami. Po piąte: dokonano przynajmniej jednej jaskrawej ingerencji w zapis nagrania z kokpitu, co udowodniła dr Anna Gruszczyńska-Ziółkowska, z której badań wynika również, że na zapisie audio z kokpitu nie ma uderzenia w brzozę ani „odgłosu przypominającego stuknięcie” (o których wspominali Rosjanie i komisja Millera), są za to inne niezidentyfikowane odgłosy, niepokrywające się z momentem rzekomego zderzenia z drzewem.

Jasne, że tak, bo nie wiadomo, z jakiego samolotu wzięte (KC).

Dodam tutaj kilka zdań z artykułu inż. K. Cierpisza, napisanego w maju 2010 roku:  "Czarne skrzynki nie świadczą o czymkolwiek. Towarzysze napiszą cały zapis na nowo. Jeżeli zapisy skrzynek mogłyby coś okazać, to nic innego jak tylko kolejną fuszerkę fałszerzy i zbrodniarzy. (...) Towarzysze nad Wisłą pomogą towarzyszom w Moskwie zatuszować ewentualne uchybienia. A są także towarzysze w szerokim świecie; ci też pomogą".

6. Samolot nie mógł stracić skrzydła po zderzeniu z brzozą
  
Sprawa smoleńskiej brzozy przestała być istotna po referacie prof. Cieszewskiego, ale nawet gdyby drzewo nie było złamane już przed katastrofą, zetknięcie się z nim samolotu nie mogło doprowadzić do utraty skrzydła. Wykazał to dobitnie Glenn Athur Jørgensen, członek Duńskiego Stowarzyszenia Inżynierów. Jak obliczył, gdyby Tu-154 uderzył w brzozę i stracił część skrzydła, miałby inny kąt przechylenia oraz inną prędkość kątową przechylenia; ślady na ziemi także różniłyby się od tych, które można było zaobserwować po katastrofie w Smoleńsku.

Bzdury! Nikt nie ma jakichkolwiek danych do tego, aby wyciągać jakiekolwiek wnioski w tym zagadnieniu. Ktoś, kto tak stwierdza, definitywnie nie ma kwalifikacji (KC).

Zwrócę tu uwagę na nieznośną manierę ludzi z ZP, dotyczącą nadawania (lub naddawania) wspólpracownikom tytułów naukowych. Por. link:   http://zygmuntbialas.salon24.pl/525323,kim-jest-glenn-jorgensen  - Dodam, że ci naukowcy /profesorzy nie są na ogół specjalistami w zakresie lotnictwa, np. Chris Cieszewski jest - jak podano wyżej - specjalistą od analizy zdjęć satelitarnych drzewostanów (ZB).

Z badaniami Duńczyka współgrają analizy prof. Wiesława Biniendy z University of Akron. Naukowiec ten zaprezentował rezultaty swojej najnowszej symulacji dotyczącej smoleńskiej brzozy. Są one następujące: a) drzewo nie mogło złamać skrzydła tupolewa; b) gdyby wersja MAK i komisji Millera była prawdziwa, samolot nie uległby rozpadowi na tysiące kawałków, a jego masa powinna wyżłobić krater w ziemi; c) zniszczenia samolotu świadczą o tym, że w skrzydle i kadłubie doszło do wybuchów.

I na "owiewce" skrzydla, i na stateczniku, i przed golenią, i na owiewce luk od powozia głównego, czyli mnogo, mnogo, mnogo było tych ładunków punktowych, ale takich sprytnych, że ciał nie wyrzuciło  z samolotu i samolot ten specjanie zakręcił, aby spaść na polane w miejscu osłoniętym od ludzi i aby nikomu z miejscowych nic się nie stało (CK).

Dodajmy, że ani Rosjanie, ani komisja Millera nie przeprowadzili obliczeń lub symulacji podobnych do tych, jakie zaprezentowali Glenn Athur Jørgensen i prof. Wiesław Binienda.

Anodina chyba pękłaby ze śmiechu, bo ona ma kwalifikacje w przeciwieństwie to tych członków Naukowej Konferencji Smoleńskiej (KC).

7. Po katastrofie zmieniano wygląd wraku i wrakowiska

Już rok temu prof. Cieszewski przedstawił na I Konferencji Smoleńskiej referat, z którego wynikało, że kilka ważnych części samolotu zostało 
niedługo po katastrofie przeniesionych w zupełnie inne miejsce (i właśnie to zmienione położenie zostało wpisane do raportu MAK).

W tym roku referenci przedstawili nowe informacje na ten temat. Jacek Jabczyński z portalu „Pomnik Smoleńsk” ujawnił m.in., że położenie centropłata (środkowa część skrzydła samolotu przylegająca do kadłuba) było według raportu MAK inne niż według komisji Millera. W raporcie MAK zawarta jest też nieprawdziwa informacja o kącie wychylenia klap –
(??? - KC) co można sprawdzić, analizując materiał zdjęciowy z miejsca katastrofy. Jabczyński wytknął też istotne nieścisłości pomiędzy materiałem zdjęciowym a ustaleniami zawartymi w oficjalnych raportach. Pokazał m.in. zdjęcia tego samego fragmentu samolotu: na drugim z nich widać, że do sfotografowanej części dołożono nowy element z blachy sporych rozmiarów.

Dr Bogdan Gajewski z International Society of Air Safety Investigators, kanadyjski ekspert od badania wypadków lotniczych, przypomniał, że do pierwszych czynności na miejscu wypadku należy zapewnienie nienaruszalności miejsca katastrofy i jak najobszerniejsza dokumentacja obszaru tragedii oraz wraku samolotu. Tymczasem w Smoleńsku nie dość, że nie wykonano należycie tych czynności, to jeszcze w sposób karygodny zmieniano układ wrakowiska i wygląd rozkawałkowanych części samolotu.

8. Nie przeprowadzono sekcji zwłok ofiar

Wstrząsający opis rosyjskiego protokołu sekcyjnego śp. Zbigniewa Wassermanna, odczytany przez jego córkę Małgorzatę, był jednym z najbardziej zapadających w pamięć wydarzeń II Konferencji Smoleńskiej.

Małgorzata Wassermann wyliczyła wszystkie najważniejsze rozbieżności między dokumentem sekcyjnym sporządzonym w Moskwie a sekcją dokonaną przez Polaków po ekshumacji. Rosyjscy lekarze nie wymienili w dokumentach sekcyjnych kilkudziesięciu znaków szczególnych i śladów przebytych 
chorób. Opisali także pęcherzyk żółciowy, który został u Zbigniewa Wassermanna wycięty długo przed katastrofą. W rosyjskim protokole podano też nieprawidłowy wzrost i kolor oczu śp. posła PiS. To nie wszystko. „Śledzionę i serce zamiast w jamie brzusznej, zaszyto ojcu w nodze. Nie umyto zwłok po sekcji. Nie zaszyto głowy. Pozostawiono otwartą czaszkę” – powiedziała łamiącym się głosem Małgorzata Wassermann.

Braki i błędy w dokumentacji rosyjskiej prowadzą do wniosku, że sekcja wykonana 11 kwietnia 2010 r. była albo pozorowana, albo skrajnie nieprofesjonalna. Materiał przekazany przez Rosjan nie spełnia bowiem elementarnych wymogów dokumentacji sekcyjnej w rozumieniu polskiego prawa.

„W języku prawnym nazywa się to poświadczeniem nieprawdy. 
Polska prokuratura pracuje na kilkudziesięciu takich poświadczających nieprawdę dokumentach. Należało przyjąć, że sekcji nie było” – podkreśliła Małgorzata Wassermann. Jej wystąpienie skomentował Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka. „Całkowicie zgadzam się z panią mecenas Wassermann” – oświadczył, dodając, że osoba opisana w dokumentach sekcyjnych z Rosji jako jego brat miała 195 cm wzrostu, podczas gdy Stefan Melak mierzył 172 cm.
Do referatu Małgorzaty Wassermann odniosła się też dr Grażyna Przybylska-Wendt, specjalistka od medycyny sądowej z Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Poddała ona miażdżącej krytyce protokoły sekcyjne przygotowane przez Rosjan. „Od samego początku trapi mnie jedno pytanie: kto tak naprawdę te sekcje wykonywał? Ewa Kopacz mówiła raz o anatomopatologach, raz o innych lekarzach” – stwierdziła. „Niedopuszczalne jest użycie terminu »uraz wielonarządowy« w odniesieniu do wszystkich ofiar katastrofy. Takiego określenia można by użyć bez przeprowadzania sekcji. Tymczasem w protokole sekcyjnym powinno się określić dominujące urazy, które spowodowały śmierć” – dodała Grażyna Przybylska-Wendt.

A może tak się zastanowić, co jedli i jak dojechali delegaci na lotnisko. Może to miało wpływ na decyzje o lądowaniu w mgle??? (KC).

9. Umowa Tusk–Putin naruszała polskie interesy

– Podstawa prawna badania przyczyn katastrofy smoleńskiej – Załącznik nr 13 do konwencji chicagowskiej – została wybrana przez premierów Polski i Rosji. Porozumienie w tej kwestii nie zostało jednak utrwalone na piśmie – przypomniał na konferencji prof. dr hab. Piotr Daranowski z Wydziału Prawa i 
Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Dodał, że Centrum Informacyjne Rządu podało, iż z rozmów Tuska i Putina przeprowadzonych 10 kwietnia 2010 r. nie sporządzono notatek, gdyż spotkanie premierów miało charakter kurtuazyjny. „To ociera się o groteskę” – określił to tłumaczenie prof. Daranowski.

Działania rządu Tuska po katastrofie oznaczały de facto zgodę na przejęcie przez Rosjan śledztwa – wynika z analizy prof. Daranowskiego. – Decydentem w tej sprawie, nawet jeśli to była „milcząca decyzja” (a więc aprobująca poprzez brak sprzeciwu), był Donald Tusk – zaznaczył prof. Daranowski. – Dokonanie aktu milczącego porozumienia jest zdumiewającym przypadkiem braku staranności i dbałości o 
ochronę własnych interesów przez jedną ze stron porozumienia. To akt kapitulacji – stwierdził profesor.
Co 
więcej, ów „akt kapitulacji” był bezprawny. Rada Ministrów uchyliła się bowiem od obowiązku zajęcia stanowiska wobec „milczącego” porozumienia premierów, a Donald Tusk nie uzyskał na nie jej zgody. – Mam nadzieję, że przyjdzie moment, kiedy będziemy mogli premiera Tuska z tego rozliczyć – powiedział prof. Daranowski.
Podobnego zdania był mecenas Piotr Pszczółkowski z Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi. Jak przekonywał, wybór Załącznika nr 13 do konwencji chicagowskiej jako podstawy badania katastrofy smoleńskiej był niezgodny z prawem, bo konwencja chicagowska dotyczy tylko lotów cywilnych, a nie wojskowych i państwowych. Ponadto decyzji o wybraniu takiej, a nie innej podstawy prawnej oficjalnie nie ogłoszono.

10. Komisja Millera działa nielegalnie

– Skutkiem wyboru niewłaściwej podstawy prawnej badania katastrofy jest nieskuteczność powołania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, czyli komisji Millera – dowodził mec. Pszczółkowski.

Konsekwencje zapisów wynikających z Prawa lotniczego są oczywiste. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego bada tylko wypadki, które miały miejsce na terenie Polski; w przypadku katastrof polskich samolotów za granicą może to zrobić tylko wówczas, gdy: a) państwo obce nie podejmuje podobnego działania, b) państwo obce upoważnia do takiego działania, c) gdy państwa 
łączy umowa międzynarodowa na to pozwalająca.

Czy któryś z tych trzech warunków zaistniał w momencie powołania komisji Millera? Nie, gdyż: a) Rosjanie podjęli już działania badawcze, b) nie scedowali ich na stronę polską, c) jedyna umowa międzynarodowa pozwalająca na działania komisji Millera, czyli podpisane 7 lipca 1993 r. polsko-rosyjskie porozumienie w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof, zostało przez rząd Tuska całkowicie pominięte. Porozumienie to – mówiące w art. 11, że wyjaśnienia incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne prowadzą wspólnie organy państwa polskiego i rosyjskiego – obowiązywało jedynie w ciągu pierwszych czterech dni po katastrofie. Następnie, z nieznanych dotąd przyczyn, zastąpione zostało Załącznikiem nr 13 do konwencji chicagowskiej, odnoszącej się tylko do lotów cywilnych.
Wniosek może być tylko jeden: komisja Millera nie miała prawa badać katastrofy smoleńskiej, gdyż ta wydarzyła się poza granicami Polski, a międzynarodowe porozumienie mogące ukonstytuować komisję zostało przez rząd zastąpione konwencją chicagowską.
– W wyniku bezprawnego porozumienia Putin–Tusk oddaliśmy Rosji prawo do władania dowodami rzeczowymi – podsumował mec. Pszczółkowski.

A dowody rzeczowe dotyczące badania warunków odlotu Protasiuka i delegacji na Okeciu? To moglo mieć wpływ na decyzję podczas lądowania. Dlaczego nikt o to nie pytal na tej naukowej konferencji? (KC).

11. Na naukowców badających katastrofę wywierane są naciski

Na II Konferencji Smoleńskiej odbyła się także niezwykle ciekawa sesja socjologiczna poświęcona katastrofie 10 kwietnia 2010 r. Jednym z prelegentów była dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, która mówiła o instrumentach wpływu władzy na środowisko naukowe.
– Na placówkach naukowych kształtowane są postawy polskiej inteligencji. To, co się dzieje na uczelniach, interesuje władzę, której zależy na panowaniu nad umysłami społeczeństwa – powiedziała dr Fedyszak-Radziejowska.

Socjolog przypomniała haniebną nagonkę na autorów książki o Lechu Wałęsie, opisujących jego agenturalną przeszłość. Zestawiła te ataki z obecną kampanią nienawiści wobec uczonych próbujących wyjaśniać katastrofę smoleńską. Jako przykłady ingerencji „władzy” Fedyszak-Radziejowska wymieniła bieżące komentarze przedstawicieli rządu jako „kierunkowe wytyczne” dla środowiska naukowego oraz presję medialną i wizerunkową, jakiej zostali poddani uczeni mający odwagę zajmować się Smoleńskiem. Podała przykłady kompromitujących wypowiedzi minister nauki Barbary Kudryckiej oraz rektorów polskich uczelni, którzy odcięli się od naukowców badających katastrofę smoleńską. Jako przeciwieństwo tych praktyk dr Fedyszak-Radziejowska zacytowała komunikat amerykańskich przełożonych prof. Wiesława Biniendy, którzy stanęli w jego obronie po medialnych atakach w Polsce.

Reklama dźwignią handlu; dziwne, że dr Fedyszak jest nagle taka bezkrytyczna. To aż niesmaczne (KC).

12. Mainstreamowe media przyczyniły się do utrwalenia kłamstwa smoleńskiego

Dr Tomasz Żukowski, socjolog, wykazał, że do zakończenia wyjątkowego poczucia wspólnoty po katastrofie smoleńskiej doprowadziły trzy wydarzenia: rezygnacja polskiego rządu z podmiotowego uczestnictwa w śledztwie, obciążanie przez Rosjan Polaków winą za spowodowanie katastrofy oraz postawa głównych mediów, które włączyły się w narrację Rosjan. W maju 2010 r. – w wyniku tego swoistego „prania mózgu” – aż 58 proc. Polaków uważało, że Rosji zależy na wyjaśnieniu katastrofy. Wówczas właśnie decyzja mainstreamowych mediów o nieobwinianiu Rosjan skoncentrowała uwagę opinii publicznej na rzekomych błędach polskiej załogi.

http://niezalezna.pl/47783-specjalny-raport-gazety-polskiej-co-wiemy-po-ii-konferencji-smolenskiej

Trudno się nie zgodzić, wbrew wszystkim teoriom "spiskowym", maskirowkom i innym fantasmagoriom to wersja podawana przez ZP najmocniej trzyma się kupy i realiów. Nie mówi wszystkiego, ale w dużej mierze pozwala spojrzeć na smoleński zamach ze strony najbardziej zbliżonej do prawdy.

Ciekawy ten Lance-lot. Powinien się nazwać Tusko-lot. Jest i Tusk, i jest lot (KC).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka