Zygmunt Białas Zygmunt Białas
2268
BLOG

Czy salonka prezydenta została rozerwana w powietrzu?

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza przygotował nowy materiał dotyczący rzekomej katastrofy Tu-154M 101. W portalu  wPolityce.pl  szef ZP przedstawia nieznane dotąd fakty, które miałyby wzmacniać hipotezę wybuchów w locie:

"wPolityce.pl:  Zaprezentował pan zdjęcia prezydenckiej salonki z rządowego tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku. Na zdjęciach wskazał pan miejsca zwęglenia i stopienia, a także zaznaczył rozrzut, jakiego doznały poszczególne fragmenty. Czego to dowodzi? Jaka jest waga tych obserwacji?

Antoni Macierewicz:  To jest dowód rozstrzygający sprawę rozerwania salonki przez wybuch w powietrzu. Mamy na to dowód. Przyznali to również eksperci Donalda Tuska, którzy po zapoznaniu się z tym materiałem powiedzieli, że wiedzą, że był wybuch… Zapomnieliśmy o tym powiedzieć przez cztery lata, a teraz mówią, że wiedzą, a wybuch miał już miejsce na ziemi. To jednak nie jest prawdą. Cała burta, od której oderwana została część z okienkami nad fotelem Prezydenta RP jest w ogóle nie opalona. Tam nigdy nie było ognia. A części od burty oderwane są zwęglone, są osmalone, noszą ślady silnego działania ognia.

Co oderwało się od burty?

AM:  Od burty odrzucone zostały okienka. Również, w kierunku na południe, odrzucona została kanapa z salonki Prezydenta RP. To wszystko nie daje się inaczej wytłumaczyć niż tym, że salonka została rozerwana w powietrzu. Nie ma innego wytłumaczenia".

Zespół Macieja Laska zareagował natychmiast na powyższe nowości. W portalu  onet.pl  czytamy:

"- Po przed­sta­wie­niu ko­lej­nych nie­praw­dzi­wych teo­rii przez grupę Ma­cie­re­wi­cza uzna­li­śmy, że po­win­ni­śmy przy­po­mnieć przy­czy­ny i spro­sto­wać nie­któ­re in­for­ma­cje. By­li­śmy świad­ka­mi wielu po­li­tycz­nych de­kla­ra­cji, ale żadna z pre­zen­to­wa­nych teo­rii nie zo­sta­ła po­par­ta ma­te­ria­łem do­wo­do­wym – po­wie­dział dr Ma­ciej Lasek, roz­po­czy­na­jąc kon­fe­ren­cję tuż po kon­fe­ren­cji ze­spo­łu An­to­nie­go Ma­cie­re­wi­cza.

Lasek uznał za nie­praw­dzi­we twier­dze­nia ze­spo­łu Ma­cie­re­wi­cza. Na dzi­siej­szym po­sie­dze­niu ze­spo­łu par­la­men­tar­ne­go, ba­da­ją­ce­go przy­czy­ny ka­ta­stro­fy smo­leń­skiej, ogło­szo­no, że w sa­lo­ni­ku pre­zy­denc­kie­go Tu-154 do­szło do eks­plo­zji. (...) Lasek od­niósł się rów­nież do zdjęć przed­sta­wio­nych przez Ma­cie­re­wi­cza. - Zdję­cia, o któ­rych mówił Ma­cie­re­wicz, trud­no jest umiej­sco­wić w ma­te­ria­le do­wo­do­wym. We­dług niego, są to ramki okien. Je­że­li ma to być ele­ment sa­lon­ki, to nie można sobie wy­obra­zić, by wy­buch nie uszko­dził po­zo­sta­łych okien w sa­lon­ce i ramy drzwi. Ci­śnie­nie nie dzia­ła wy­biór­czo na jedno okno – po­wie­dział. (...)

Zde­men­to­wa­no też tezę, ja­ko­by sa­mo­lot zo­stał spro­wa­dzo­ny przez ro­syj­skich kon­tro­le­rów na bar­dzo małą wy­so­kość, a gdy za­ło­ga do­strze­gła zie­mię, pró­bo­wa­ła wy­rwać sa­mo­lot z pu­łap­ki i wtedy na­stą­pił wy­buch. W oświad­cze­niu pod­kre­ślo­no, że ro­syj­scy kon­tro­le­rzy nie wy­da­li zgody na zni­ża­nie sa­mo­lo­tu po­ni­żej 100 m, ani na lą­do­wa­nie. "Nie ma żad­nych do­wo­dów na wy­buch w sa­mo­lo­cie, co po­twier­dza­ją za­rów­no wy­ni­ki ana­liz ko­mi­sji Mil­le­ra, jak rów­nież osta­tecz­na opi­nia bie­głych Cen­tral­ne­go La­bo­ra­to­rium Kry­mi­na­li­stycz­ne­go Po­li­cji spo­rzą­dzo­na na po­le­ce­nie pro­ku­ra­tu­ry woj­sko­wej" - pod­kre­śli­li eks­per­ci.

Przy­po­mnie­li też, że szcząt­ki nie noszą śla­dów eks­plo­zji; dźwięk wy­bu­chu nie zo­stał za­pi­sa­ny przez re­je­stra­tor roz­mów; re­je­stra­to­ry nie wy­ka­za­ły skoku ci­śnie­nia; przed punk­tem zde­rze­nia sa­mo­lo­tu z zie­mią nie było szcząt­ków z wnę­trza ka­dłu­ba; na skrzy­dle nie ma osma­leń cha­rak­te­ry­stycz­nych dla wy­bu­chu w tym miej­scu; zaś roz­rzut szcząt­ków sa­mo­lo­tu jest ty­po­wy dla zde­rze­nia z zie­mią".

Tak więc dyskusja na temat przyczyn i okoliczności "katastrofy" tupolewa w Smoleńsku trwa w najlepsze i możemy spodziewać się, że będzie trwała jeszcze bardzo długie lata. Gdy nie ma się dostępu do smoleńskiego szmelcu, zwanego wrakiem Tu-154M 101, można snuć przeróżne historie i legendy, łącznie z brzozą i wybuchami w locie. Gdy przeróżni "eksperci" pracują na kopiach kopii sfabrykowanych zapisów, będą snute li tylko niezliczone fantastyczne teorie.

Zespół Laska i ZP Macierewicza są jak dwie strony tej samej fałszywej monety. Istnieją po to, by przedstawiać swe nieprawdziwe teorie i kłócić się (lub pozorować kłótnie), kierując naszą uwagę na siebie i swoje bajki, niemające wiele współnego z wydarzeniami 09 - 10 kwietnia 2010 roku.

Inż. Krzysztof Cierpisz odnosi się krytycznie do nowych rewelacji w portalu  gazetawarszawska.com, link: http://gazetawarszawska.com/2014/04/11/katastrofa-smolenska-samolot-blizniak/  - publikując fragmenty swych z 16 oraz 29 kwietnia 2010r:

Katastrofa smoleńska: samolot bliźniak

Poniżej przypominany stary tekst z:  zamach.eu, gdzie zainicjowano hipotezy wybuchowe, które doprowadzić miały do rozbicia  się tupolewa. Hipotezy te (oraz inne) szybko zostały odrzucone, jako sprzeczne ze stanem faktycznym.

Materiał ten zainspirował jednak oszustwa i krętactwa: Macierewicza, Biniendy, Nowaczyka, Szuladzińskiego   i Jørgensen´a, aby wymienić tylko głównych siewców kłamstwa smoleńskiego.

Text opublikowano 16 kwietnia 2010 roku.

(–) Red. GW

=====================

Prezydent Kaczyński  i wszyscy inni znajdujący się na pokładzie samolotu lecącego na uroczystości katyńskie nie zginął w samolocie, który rozbił się kolo lotniska w Smoleńsku – jak to pokazano całemu światu ale w innym miejscu. W Smoleńsku rozbił się samolot bliźniak. Bliźniak ten był pusty – bez pasażerów i załogi.

Przypuszczalnie chciano mieć absolutna pewność skutków zamachu i dlatego zamordowano wszystkich poprzez strącenie samolotu prezydenta i rozbicie go w ustronnym miejscu, gdzie ofiary można było rzeczywiście dobić, o ile ktoś by przeżył. W Smoleńsku rozbił się jedynie samolot bliźniak, który został spreparowany jedynie do upozorowania katastrofy z winy pilota. W TV widać było rozbity samolot, ciał ofiar nikt nie widział.

Konstrukcja bliźniaka była specjalnie przygotowana do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków zdemolowanej konstrukcji na dużej przestrzeni miejsca upadku. To celem ukrycia właśnie faktu braku ciał ofiar w samolocie rzekomo prezydenckim.

Pierwsi  spontaniczni świadkowie na miejscu rozbicia samolotu Tu-154, np polski kamerzysta telewizyjny oraz polski ambasador w Moskwie Bahr, stwierdzili zgodnie, ze nie widzieli ciał ani zabitych ani rannych. Szczególnie ważne tu jest zeznanie kamerzysty, który był w Kabatach i widział jak wygląda miejsce katastrofy lotniczej w chwili tuż po zderzeniu samolotu z ziemia. Brak ciał zabitych lub rannych - obaj świadkowie podkreślali  ze zdumieniem i pełną świadomością niezwykłość tego faktu.

Ciał ofiar nie widział ani ten polski kamerzysta, ani następni operatorzy, którzy filmowali strażaków polewających wrak wodą.  Ani jeden raz kamera nie pokazała czegoś, co mogło przypominać ciało ofiary katastrofy. Ciała te powinny przecież znajdować się w samolocie oraz obok.
Samolot ten leciał z niską prędkością, a konstrukcja miała być nienaruszona do chwili uderzenia w ziemię. Dodatkowo gałęzie lasu oraz miękkie podłoże powinny wybitnie amortyzować uderzenie, co powinno zmniejszyć efekt ew. rozrzutu ciał. Gdyby w samolocie bliźniaku byli ludzie, to widać by było też ciała ofiar wypadku.

Kamery nie okazały też ani plandek lub koców, które w takich wypadkach narzuca się na ciała zabitych. Na wszystkich ujęciach kamer brak takich śladów przykrycia ew. ciał. Do miejsca wypadku nie podjechała ani jedna karetka, nie przybył nikt z personelu medycznego. Pokazano trumny przy wwożeniu ich na miejsce wypadku, jak i przy wywożeniu ich do Moskwy. Co było w trumnach, nikt nie widział. Pakowanie skrwawianych ciał ofiar katastrofy pozostawia ślady krwi na ubraniu personelu ratunkowego, jak i na sprzęcie ratunkowym. Tu ani ratownicy nie mieli śladu krwi, ani materiał trumien nie został zakrwawiony w sposób widoczny.

Władze Smoleńska – groteskowo wręcz - podały, że wszyscy zginęli. Podczas kiedy nie wiedziano nawet, ilu było zabitych – nie umiano podać żadnej cyfry. Cyfrą było: wszyscy zabici. W przypadku takiej katastrofy podaje się, ilu ciał doliczono się wśród zabitych, a ile ciał może brakować – zaginieni. Widać tu wcześniej zaplanowane komendy, zaprojektowane za biurkiem i nie mające pokrycia w realnych raportach o faktycznym zdarzeniu.

Oprócz oceny działań ratunkowych dochodzi tu aspekt oszacowania technicznego uszkodzenia samolotu. Kiedy w pierwszych doniesieniach podawano, że wszyscy zginęli i samolot został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofy, TVP Info pokazywała swymi kamerami – w tle takich właśnie komentarzy  - wyraźny, dobrze zachowany kształt kadłuba samolotu. Kadłub  – w części środkowej – leżąc na ziemi, zdawał się być w bardzo dobrym stanie!

Lecąc lekko skośnie do osi kamery ukazywał wyraźnie swe wnętrze, które wyglądało na dobrze zachowane, choć wskazujące na ślady braku tak foteli, jak i półek bagażowych itp. Wyglądało to, jakby nastąpił tam wybuch, który wymiótł wszystko ze swego wnętrza. Coś tak jak skorupka jajka bez swej zawartości.

Na pokazywanych zdjęciach video widać było tak jakby cześć cylindryczną kadłuba została rozdarta na kawałki.  Przekrój tego rozerwania był charakterystycznie postrzępiony regularnie – też jak skorupka jajka -  co było widokiem niezwykłym przy takich zderzeniach. To postrzępienie mogło być także   podobne  do rury lub łuski pocisku, które zostały rozerwane siłą wybuchu od środka, a nie siły zewnętrznej. Uszkodzenia takie nie mogą być skutkiem uderzenia w ziemię.  Film pokazujący tak zniszczona konstrukcję, zaginął i może nie ma już go nawet w archiwum TVP. Jeżeli  ktoś nagrywał te sceny w domu, powinien kopie tego filmu rozesłać po świecie i opublikować w internecie.

Co charakterystyczne: ogon części kadłubowej – pokazany na innym filmie -ma widoczne oderwanie od części kadłuba cylindrycznego w sposób absolutnie odwrotny. Sprzeczność w rozumowaniu nie występuje: jeżeli założymy, że kadłub cylindryczny jest jednolity, a cześć ogonowa jest przykręcona śrubami przez wręgę kadłubową. Przygotowując konstrukcję do łatwego rozsypania się w trakcie wybuchu przy uderzeniu w ziemię jest dużo łatwiej poluzować śruby części ogonowej niż osłabić monolityczną konstrukcję części cylindrycznej. Stad ta różnica.

Fakt, że konstrukcja ogonowa została celowa osłabiona, jest łatwo zauważalny. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia innych katastrof Tu-154. Tam zawsze ogon jest konstrukcją najtrwalszą i trzyma się części cylindrycznej, podczas kiedy u bliźniaka nastąpił wyraźny podział.

Przygotowując samolot bliźniak do efektownego rozbicia, postanowiono zwiększyć efekt rozrzucenia części wraku poprzez rozerwanie kadłuba od środka właśnie za pomocą ładunków wybuchowych. Obawiano się bowiem, że wrak zachowa się w całości i trudniej będzie okryć fakt braku ciał.

Bliźniak byl tak właśnie przygotowany – konstrukcja osłabiona – do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków  na rozleglej przestrzeni. Z tych to powodów samolot nie zapalił się. Brak pożaru bowiem jest prostym wynikiem braku paliwa w zbiornikach. Samolot prezydencki  -  „prawdziwy” - miał paliwo na calą drogę powrotną i przy takim właśnie uderzeniu plunąłby ogromnym pożarem. Brak paliwa w bliźniaku musiał wynikać z obaw, że eksplozja samolotu w powietrzu wywoła równoczesny pożar samolotu na wyraźną chwile przed zderzeniem się z ziemią – co podważy wersje o błędzie pilota.

W załączeniu przesyłam odtworzony z pamięci
obraz oderwania części kadłuba TU-154 w katastrofie smoleńskiej:

Patrz : Szkic symboliczny przerwania kadluba Tu-154. Kadlub tak przepolowiony – znikl bez sladu.

Patrz: Szkic symboliczny przerwania kadłuba Tu-154. Kadlub tak przepołowiony – znikł bez śladu.

Obraz taki pokazywała TVP Info w sobotę 10 kwietnia 2010r. w godzinach przedpołudniowych.
Odległość od kamery jakieś 100-200 metrów.
Reporter, stojąc przed kamerami, miał w tle taki właśnie widok kadłuba rozbitego tupolewa.
Widok ten przemykał się między osłaniającymi go drzewami po lewej jak i po prawej stronie kadłuba.
W rzeczywistości kadłub samolotu wyglądał podobnie jak na szkicu czyli:

- 1. leżał dość równo na ziemi, ukazując geometrię urwania (przekroju kołowym) w prawie 100%;
- 2. oś wzdłużna kadłuba padała jakieś 60-70 stopni do osi obiektywu kamery;
- 3. można było dojrzeć zacienione wnętrze kadłuba;
- 4. kadłub – poszycie było właśnie tak postrzępione, jak to pokazano na szkicu,  co podkreślam.

ad1. Z takiego widoku można było wyciągnąć wniosek, że kadłub tej pokazywanej części był lepiej niż dobrze zachowany w swej pierwotnej geometrii, co jawnie przeczy rozgłaszanej informacji, że kadłub rozpadł się całkowicie  i choćby ze względu na to, nikt nie mógł przeżyć.

ad3. Dzięki temu można było coś powiedzieć zarówno o wnętrzu kadłuba jak i bardzo niecodziennym oderwaniu pokazywanego kadłuba od jego pozostałej części. Otóż wnętrze kadłuba ukazywało brak jakichkolwiek elementów wewnętrznych kabiny:
-  brak foteli,
-  brak półek bagażowych,
-  przypuszczalnie brak poszycia wewnętrznego (dekoracyjnego kabin pasażerskich).

ad4. Poszycie nośne kadłuba było postrzępione właśnie tak bardzo regularnie, jak to widać na szkicu.
Wynika to oczywiście z konstrukcyjnego rozplanowania ułożenia blach poszycia kadłuba i to nie jest dziwne.
Dziwne zaś jest to, że nie było widać tam tzw. podłużnic, czyli elementów nośnych kadłuba, które poprzez nity są konstrukcją niejako zintegrowaną z poszyciem nośnym.

Oznacza to, że przy zniszczeniu kadłuba – jak na obrazie – powinny być także widoczne te elementy podłużne (podłużnice) również  proporcjonalnie zniszczone tak jak poszycie.
Co zatem możne oznaczać brak podłożnic na zdjęciach?
- To, że zostały bądź usunięte bądź uszkodzone przed lotem.
W jakim celu?
- Aby osłabić konstrukcję.
W jakim celu?
- Aby samolot łatwo rozleciał się na drobne kawałki przy kontakcie z ziemią.
W jakim celu ?
Po to, aby ukryć fakt braku ofiar na pokładzie samolotu – który w takim wypadku musiał być bliźniakiem. Ten odstęp czasowy ok 20 minut – powyżej normalnego czasu lotu – jest zbyt krotki na to aby:
-  opróżnić samolot z pasażerów i załogi – żywych, martwych lub odurzonych narkotykiem,
-  wynieść okołó 120 foteli,
-  uszkodzić strukturę kadłuba tak, aby łatwo rozpadła się na wiele fragmentów przy taka zaaranżowanej katastrofie.
Nasuwa się też pytanie: dlaczego miało tam nie być foteli?
Odpowiedz jest przypuszczalnie prosta. Aby umożliwić gwarantowany rozpad kadłuba przy zderzeniu z ziemią użyto ładunków wybuchowych, których efekt byłby osłabiony przez cale rzędy i szeregi foteli. W ten sposób – bez foteli –  fala uderzeniowa obciążyła kadłub bardzo równomiernie, co dało duży efekt  destrukcji samolotu przy małym ładunku detonacyjnym, co mniej rzuca się w oczy ew. zaocznym świadkom wypadku.
Taki mniejszy ładunek, z równomiernie rozprowadzoną falą uderzeniową,  zostawia także mniejsze lokalne ślady deformacyjne na konstrukcji kadłuba.

Krzysztof Cierpisz.

Dodajmy tu jeszcze fragment jego tekstu napisanego 11 maja 2010r.: 

Bez wątpienia 96 zostało zamordowanych. Nie wiadomo jaka była to śmierć, może wszyscy byli martwi już w Warszawie. Może kapitan nie dotknął nawet steru samolotu. Czy ginęli od kuli w głowę, czy od trucizny? Można przypuszczać, że ciała ofiar celowo masakrowano do granicy nierozpoznawalności, a to ze względu na obawę związaną z ew. sekcją zwłok. Oględziny ciała mogą ujawnić to, czy ciało zostało zmasakrowane u osoby żyjącej, czy też po zgonie. Ustalenie tego momentu mogło poważnie obnażyć kulisy zamachu.

Istotne jest to, że w Smoleńsku rozbił się bliźniak i nie było tam ciał, zaś samolot ten nie spalił się tak jak zaplanowano, skutkiem czego pozostały dowody poszarpanych blach pokrycia, co świadczy wyraźnie o podłożonym ładunku detonacyjnym.

Czarne skrzynki nie świadczą zaś o czymkolwiek. Towarzysze napiszą cały zapis na nowo. Jeżeli zapisy skrzynek mogłyby coś okazać, to nic innego jak  tylko kolejną fuszerkę fałszerzy i zbrodniarzy. Tak jak po partacku rozbili samolot bliźniak i nie potrafili go “porządnie” spalić na miejscu, tak mogą też coś pomylić w nowo tworzonym zapisie. Towarzysze nad Wisłą pomogą towarzyszom w Moskwie zatuszować ew. uchybienia. A są także towarzysze w szerokim świecie, ci też pomogą.

Należy mieć świadomość co do tego, że zamach nie był robotą ani jednej osoby, ani jednego państwa. Zamach ten jest rezultatem zmowy międzynarodowej – przypuszczalnie nowej Jałty. O ile inicjatywa, inspiracja lub doraźne korzyści mogły przeważać w jedną lub drugą stronę, to jednak nikt nie robił tego na własna rękę. 

 

Krzysztof Cierpisz.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka