"- Po przedstawieniu kolejnych nieprawdziwych teorii przez grupę Macierewicza uznaliśmy, że powinniśmy przypomnieć przyczyny i sprostować niektóre informacje. Byliśmy świadkami wielu politycznych deklaracji, ale żadna z prezentowanych teorii nie została poparta materiałem dowodowym – powiedział dr Maciej Lasek, rozpoczynając konferencję tuż po konferencji zespołu Antoniego Macierewicza.
Lasek uznał za nieprawdziwe twierdzenia zespołu Macierewicza. Na dzisiejszym posiedzeniu zespołu parlamentarnego, badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, ogłoszono, że w saloniku prezydenckiego Tu-154 doszło do eksplozji. (...) Lasek odniósł się również do zdjęć przedstawionych przez Macierewicza. - Zdjęcia, o których mówił Macierewicz, trudno jest umiejscowić w materiale dowodowym. Według niego, są to ramki okien. Jeżeli ma to być element salonki, to nie można sobie wyobrazić, by wybuch nie uszkodził pozostałych okien w salonce i ramy drzwi. Ciśnienie nie działa wybiórczo na jedno okno – powiedział. (...)
Zdementowano też tezę, jakoby samolot został sprowadzony przez rosyjskich kontrolerów na bardzo małą wysokość, a gdy załoga dostrzegła ziemię, próbowała wyrwać samolot z pułapki i wtedy nastąpił wybuch. W oświadczeniu podkreślono, że rosyjscy kontrolerzy nie wydali zgody na zniżanie samolotu poniżej 100 m, ani na lądowanie. "Nie ma żadnych dowodów na wybuch w samolocie, co potwierdzają zarówno wyniki analiz komisji Millera, jak również ostateczna opinia biegłych Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji sporządzona na polecenie prokuratury wojskowej" - podkreślili eksperci.
Przypomnieli też, że szczątki nie noszą śladów eksplozji; dźwięk wybuchu nie został zapisany przez rejestrator rozmów; rejestratory nie wykazały skoku ciśnienia; przed punktem zderzenia samolotu z ziemią nie było szczątków z wnętrza kadłuba; na skrzydle nie ma osmaleń charakterystycznych dla wybuchu w tym miejscu; zaś rozrzut szczątków samolotu jest typowy dla zderzenia z ziemią".
Tak więc dyskusja na temat przyczyn i okoliczności "katastrofy" tupolewa w Smoleńsku trwa w najlepsze i możemy spodziewać się, że będzie trwała jeszcze bardzo długie lata. Gdy nie ma się dostępu do smoleńskiego szmelcu, zwanego wrakiem Tu-154M 101, można snuć przeróżne historie i legendy, łącznie z brzozą i wybuchami w locie. Gdy przeróżni "eksperci" pracują na kopiach kopii sfabrykowanych zapisów, będą snute li tylko niezliczone fantastyczne teorie.
Zespół Laska i ZP Macierewicza są jak dwie strony tej samej fałszywej monety. Istnieją po to, by przedstawiać swe nieprawdziwe teorie i kłócić się (lub pozorować kłótnie), kierując naszą uwagę na siebie i swoje bajki, niemające wiele współnego z wydarzeniami 09 - 10 kwietnia 2010 roku.
Inż. Krzysztof Cierpisz odnosi się krytycznie do nowych rewelacji w portalu gazetawarszawska.com, link: http://gazetawarszawska.com/2014/04/11/katastrofa-smolenska-samolot-blizniak/ - publikując fragmenty swych z 16 oraz 29 kwietnia 2010r:
Katastrofa smoleńska: samolot bliźniak
Poniżej przypominany stary tekst z: zamach.eu, gdzie zainicjowano hipotezy wybuchowe, które doprowadzić miały do rozbicia się tupolewa. Hipotezy te (oraz inne) szybko zostały odrzucone, jako sprzeczne ze stanem faktycznym.
Materiał ten zainspirował jednak oszustwa i krętactwa: Macierewicza, Biniendy, Nowaczyka, Szuladzińskiego i Jørgensen´a, aby wymienić tylko głównych siewców kłamstwa smoleńskiego.
Text opublikowano 16 kwietnia 2010 roku.
(–) Red. GW
=====================
Prezydent Kaczyński i wszyscy inni znajdujący się na pokładzie samolotu lecącego na uroczystości katyńskie nie zginął w samolocie, który rozbił się kolo lotniska w Smoleńsku – jak to pokazano całemu światu ale w innym miejscu. W Smoleńsku rozbił się samolot bliźniak. Bliźniak ten był pusty – bez pasażerów i załogi.
Przypuszczalnie chciano mieć absolutna pewność skutków zamachu i dlatego zamordowano wszystkich poprzez strącenie samolotu prezydenta i rozbicie go w ustronnym miejscu, gdzie ofiary można było rzeczywiście dobić, o ile ktoś by przeżył. W Smoleńsku rozbił się jedynie samolot bliźniak, który został spreparowany jedynie do upozorowania katastrofy z winy pilota. W TV widać było rozbity samolot, ciał ofiar nikt nie widział.
Konstrukcja bliźniaka była specjalnie przygotowana do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków zdemolowanej konstrukcji na dużej przestrzeni miejsca upadku. To celem ukrycia właśnie faktu braku ciał ofiar w samolocie rzekomo prezydenckim.
Pierwsi spontaniczni świadkowie na miejscu rozbicia samolotu Tu-154, np polski kamerzysta telewizyjny oraz polski ambasador w Moskwie Bahr, stwierdzili zgodnie, ze nie widzieli ciał ani zabitych ani rannych. Szczególnie ważne tu jest zeznanie kamerzysty, który był w Kabatach i widział jak wygląda miejsce katastrofy lotniczej w chwili tuż po zderzeniu samolotu z ziemia. Brak ciał zabitych lub rannych - obaj świadkowie podkreślali ze zdumieniem i pełną świadomością niezwykłość tego faktu.
Ciał ofiar nie widział ani ten polski kamerzysta, ani następni operatorzy, którzy filmowali strażaków polewających wrak wodą. Ani jeden raz kamera nie pokazała czegoś, co mogło przypominać ciało ofiary katastrofy. Ciała te powinny przecież znajdować się w samolocie oraz obok.
Samolot ten leciał z niską prędkością, a konstrukcja miała być nienaruszona do chwili uderzenia w ziemię. Dodatkowo gałęzie lasu oraz miękkie podłoże powinny wybitnie amortyzować uderzenie, co powinno zmniejszyć efekt ew. rozrzutu ciał. Gdyby w samolocie bliźniaku byli ludzie, to widać by było też ciała ofiar wypadku.
Kamery nie okazały też ani plandek lub koców, które w takich wypadkach narzuca się na ciała zabitych. Na wszystkich ujęciach kamer brak takich śladów przykrycia ew. ciał. Do miejsca wypadku nie podjechała ani jedna karetka, nie przybył nikt z personelu medycznego. Pokazano trumny przy wwożeniu ich na miejsce wypadku, jak i przy wywożeniu ich do Moskwy. Co było w trumnach, nikt nie widział. Pakowanie skrwawianych ciał ofiar katastrofy pozostawia ślady krwi na ubraniu personelu ratunkowego, jak i na sprzęcie ratunkowym. Tu ani ratownicy nie mieli śladu krwi, ani materiał trumien nie został zakrwawiony w sposób widoczny.
Władze Smoleńska – groteskowo wręcz - podały, że wszyscy zginęli. Podczas kiedy nie wiedziano nawet, ilu było zabitych – nie umiano podać żadnej cyfry. Cyfrą było: wszyscy zabici. W przypadku takiej katastrofy podaje się, ilu ciał doliczono się wśród zabitych, a ile ciał może brakować – zaginieni. Widać tu wcześniej zaplanowane komendy, zaprojektowane za biurkiem i nie mające pokrycia w realnych raportach o faktycznym zdarzeniu.
Oprócz oceny działań ratunkowych dochodzi tu aspekt oszacowania technicznego uszkodzenia samolotu. Kiedy w pierwszych doniesieniach podawano, że wszyscy zginęli i samolot został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofy, TVP Info pokazywała swymi kamerami – w tle takich właśnie komentarzy - wyraźny, dobrze zachowany kształt kadłuba samolotu. Kadłub – w części środkowej – leżąc na ziemi, zdawał się być w bardzo dobrym stanie!
Lecąc lekko skośnie do osi kamery ukazywał wyraźnie swe wnętrze, które wyglądało na dobrze zachowane, choć wskazujące na ślady braku tak foteli, jak i półek bagażowych itp. Wyglądało to, jakby nastąpił tam wybuch, który wymiótł wszystko ze swego wnętrza. Coś tak jak skorupka jajka bez swej zawartości.
Na pokazywanych zdjęciach video widać było tak jakby cześć cylindryczną kadłuba została rozdarta na kawałki. Przekrój tego rozerwania był charakterystycznie postrzępiony regularnie – też jak skorupka jajka - co było widokiem niezwykłym przy takich zderzeniach. To postrzępienie mogło być także podobne do rury lub łuski pocisku, które zostały rozerwane siłą wybuchu od środka, a nie siły zewnętrznej. Uszkodzenia takie nie mogą być skutkiem uderzenia w ziemię. Film pokazujący tak zniszczona konstrukcję, zaginął i może nie ma już go nawet w archiwum TVP. Jeżeli ktoś nagrywał te sceny w domu, powinien kopie tego filmu rozesłać po świecie i opublikować w internecie.
Co charakterystyczne: ogon części kadłubowej – pokazany na innym filmie -ma widoczne oderwanie od części kadłuba cylindrycznego w sposób absolutnie odwrotny. Sprzeczność w rozumowaniu nie występuje: jeżeli założymy, że kadłub cylindryczny jest jednolity, a cześć ogonowa jest przykręcona śrubami przez wręgę kadłubową. Przygotowując konstrukcję do łatwego rozsypania się w trakcie wybuchu przy uderzeniu w ziemię jest dużo łatwiej poluzować śruby części ogonowej niż osłabić monolityczną konstrukcję części cylindrycznej. Stad ta różnica.
Fakt, że konstrukcja ogonowa została celowa osłabiona, jest łatwo zauważalny. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia innych katastrof Tu-154. Tam zawsze ogon jest konstrukcją najtrwalszą i trzyma się części cylindrycznej, podczas kiedy u bliźniaka nastąpił wyraźny podział.
Przygotowując samolot bliźniak do efektownego rozbicia, postanowiono zwiększyć efekt rozrzucenia części wraku poprzez rozerwanie kadłuba od środka właśnie za pomocą ładunków wybuchowych. Obawiano się bowiem, że wrak zachowa się w całości i trudniej będzie okryć fakt braku ciał.
Bliźniak byl tak właśnie przygotowany – konstrukcja osłabiona – do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków na rozleglej przestrzeni. Z tych to powodów samolot nie zapalił się. Brak pożaru bowiem jest prostym wynikiem braku paliwa w zbiornikach. Samolot prezydencki - „prawdziwy” - miał paliwo na calą drogę powrotną i przy takim właśnie uderzeniu plunąłby ogromnym pożarem. Brak paliwa w bliźniaku musiał wynikać z obaw, że eksplozja samolotu w powietrzu wywoła równoczesny pożar samolotu na wyraźną chwile przed zderzeniem się z ziemią – co podważy wersje o błędzie pilota.
W załączeniu przesyłam odtworzony z pamięci
obraz oderwania części kadłuba TU-154 w katastrofie smoleńskiej:
Patrz: Szkic symboliczny przerwania kadłuba Tu-154. Kadlub tak przepołowiony – znikł bez śladu.
Obraz taki pokazywała TVP Info w sobotę 10 kwietnia 2010r. w godzinach przedpołudniowych.
Odległość od kamery jakieś 100-200 metrów.
Reporter, stojąc przed kamerami, miał w tle taki właśnie widok kadłuba rozbitego tupolewa.
Widok ten przemykał się między osłaniającymi go drzewami po lewej jak i po prawej stronie kadłuba.
W rzeczywistości kadłub samolotu wyglądał podobnie jak na szkicu czyli:
- 1. leżał dość równo na ziemi, ukazując geometrię urwania (przekroju kołowym) w prawie 100%;
- 2. oś wzdłużna kadłuba padała jakieś 60-70 stopni do osi obiektywu kamery;
- 3. można było dojrzeć zacienione wnętrze kadłuba;
- 4. kadłub – poszycie było właśnie tak postrzępione, jak to pokazano na szkicu, co podkreślam.
ad1. Z takiego widoku można było wyciągnąć wniosek, że kadłub tej pokazywanej części był lepiej niż dobrze zachowany w swej pierwotnej geometrii, co jawnie przeczy rozgłaszanej informacji, że kadłub rozpadł się całkowicie i choćby ze względu na to, nikt nie mógł przeżyć.
ad3. Dzięki temu można było coś powiedzieć zarówno o wnętrzu kadłuba jak i bardzo niecodziennym oderwaniu pokazywanego kadłuba od jego pozostałej części. Otóż wnętrze kadłuba ukazywało brak jakichkolwiek elementów wewnętrznych kabiny:
- brak foteli,
- brak półek bagażowych,
- przypuszczalnie brak poszycia wewnętrznego (dekoracyjnego kabin pasażerskich).
ad4. Poszycie nośne kadłuba było postrzępione właśnie tak bardzo regularnie, jak to widać na szkicu.
Wynika to oczywiście z konstrukcyjnego rozplanowania ułożenia blach poszycia kadłuba i to nie jest dziwne.
Dziwne zaś jest to, że nie było widać tam tzw. podłużnic, czyli elementów nośnych kadłuba, które poprzez nity są konstrukcją niejako zintegrowaną z poszyciem nośnym.
Oznacza to, że przy zniszczeniu kadłuba – jak na obrazie – powinny być także widoczne te elementy podłużne (podłużnice) również proporcjonalnie zniszczone tak jak poszycie.
Co zatem możne oznaczać brak podłożnic na zdjęciach?
- To, że zostały bądź usunięte bądź uszkodzone przed lotem.
W jakim celu?
- Aby osłabić konstrukcję.
W jakim celu?
- Aby samolot łatwo rozleciał się na drobne kawałki przy kontakcie z ziemią.
W jakim celu ?
Po to, aby ukryć fakt braku ofiar na pokładzie samolotu – który w takim wypadku musiał być bliźniakiem. Ten odstęp czasowy ok 20 minut – powyżej normalnego czasu lotu – jest zbyt krotki na to aby:
- opróżnić samolot z pasażerów i załogi – żywych, martwych lub odurzonych narkotykiem,
- wynieść okołó 120 foteli,
- uszkodzić strukturę kadłuba tak, aby łatwo rozpadła się na wiele fragmentów przy taka zaaranżowanej katastrofie.
Nasuwa się też pytanie: dlaczego miało tam nie być foteli?
Odpowiedz jest przypuszczalnie prosta. Aby umożliwić gwarantowany rozpad kadłuba przy zderzeniu z ziemią użyto ładunków wybuchowych, których efekt byłby osłabiony przez cale rzędy i szeregi foteli. W ten sposób – bez foteli – fala uderzeniowa obciążyła kadłub bardzo równomiernie, co dało duży efekt destrukcji samolotu przy małym ładunku detonacyjnym, co mniej rzuca się w oczy ew. zaocznym świadkom wypadku.
Taki mniejszy ładunek, z równomiernie rozprowadzoną falą uderzeniową, zostawia także mniejsze lokalne ślady deformacyjne na konstrukcji kadłuba.
Krzysztof Cierpisz.
Dodajmy tu jeszcze fragment jego tekstu napisanego 11 maja 2010r.:
Bez wątpienia 96 zostało zamordowanych. Nie wiadomo jaka była to śmierć, może wszyscy byli martwi już w Warszawie. Może kapitan nie dotknął nawet steru samolotu. Czy ginęli od kuli w głowę, czy od trucizny? Można przypuszczać, że ciała ofiar celowo masakrowano do granicy nierozpoznawalności, a to ze względu na obawę związaną z ew. sekcją zwłok. Oględziny ciała mogą ujawnić to, czy ciało zostało zmasakrowane u osoby żyjącej, czy też po zgonie. Ustalenie tego momentu mogło poważnie obnażyć kulisy zamachu.
Istotne jest to, że w Smoleńsku rozbił się bliźniak i nie było tam ciał, zaś samolot ten nie spalił się tak jak zaplanowano, skutkiem czego pozostały dowody poszarpanych blach pokrycia, co świadczy wyraźnie o podłożonym ładunku detonacyjnym.
Czarne skrzynki nie świadczą zaś o czymkolwiek. Towarzysze napiszą cały zapis na nowo. Jeżeli zapisy skrzynek mogłyby coś okazać, to nic innego jak tylko kolejną fuszerkę fałszerzy i zbrodniarzy. Tak jak po partacku rozbili samolot bliźniak i nie potrafili go “porządnie” spalić na miejscu, tak mogą też coś pomylić w nowo tworzonym zapisie. Towarzysze nad Wisłą pomogą towarzyszom w Moskwie zatuszować ew. uchybienia. A są także towarzysze w szerokim świecie, ci też pomogą.
Należy mieć świadomość co do tego, że zamach nie był robotą ani jednej osoby, ani jednego państwa. Zamach ten jest rezultatem zmowy międzynarodowej – przypuszczalnie nowej Jałty. O ile inicjatywa, inspiracja lub doraźne korzyści mogły przeważać w jedną lub drugą stronę, to jednak nikt nie robił tego na własna rękę.
Krzysztof Cierpisz.