Zygmunt Białas Zygmunt Białas
2570
BLOG

Cyprian Polak o katastrofie samolotu w Topolowie

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Społeczeństwo Obserwuj notkę 38

Życie nabrało przyspieszenia i obfituje ciągle w nowe wydarzenia, które są dla nas coraz bardziej niezrozumiałe. Wygląda na to, że już niedługo katastrofa ("katastrofa"?) samolotu, w której zginie kilkadziesiąt osób, będzie jednodniowym newsem, który następnie ustąpi "ważniejszym" informacjom typu"Giertych spotykał się z Tuskiem".

O wypadku lotniczym w Topolowie informowały nas cztery dni temu media: telewizja i prasa. Jako że te informacje są rozmaite i nie do końca spójne, podaję krótką treść za  Wikipedią:

"Katastrofa lotnicza w Topolowie wydarzyła się 5 lipca 2014 roku we wsi Topolów w województwie śląskim. W wyniku katastrofy samolotu Piper PA-31 Navajo, transportującego spadochroniarzy, śmierć poniosło 11 osób, a 1 została ranna.

Samolot Piper PA-31 Navajo wystartował z lotniska w Rudnikach około godziny 16:00. Maszyna należała do szkoły spadochronowej Omega. Na jej pokładzie znajdowało się 12 osób: pilot, właściciel szkoły, trzech jej klientów, trzech instruktorów i czterech kursantów. Samolot uległ katastrofie kilka minut po starcie, 3 kilometry od lotniska w Rudnikach. Maszyna rozbiła się w sadzie we wsi Topolów.

Katastrofę przeżył jeden z pasażerów, którego z wraku wydobyli pobliscy mieszkańcy. Mężczyzna został śmigłowcem przetransportowany do szpitala w Częstochowie. Przyczyny katastrofy będzie badać prokuratura i Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych".

Maszyna typu Piper PA-31 Navajo. Podobna rozbiła się w sobotę.

Samolot typu Piper Pa-31 Navajo

Napisał do mnie znany bloger  Cyprian Polak:

"Będą to uwagi wyłącznie z pamięci, przynajmniej na ten moment, bo przesłuchanie nagranych przeze mnie materiałów, sporządzenie ich, czy porównanie przeczących sobie czy nie grających ze sobą relacji czy wypowiedzi sprawiłoby, że na pewno nie napisałbym nic dzisiaj, a wątpliwe czy jutro wieczorem by się to udało. Jak już mówiłem, będą to uwagi z jednego ciągu relacji z TVP INFO. Nie przeskakiwałem z kanału na kanał, aby zobaczyć, co inni mówią. Uznałem, że najlepsza jest ciągłość, aby pewne rzeczy nie umknęły.

Jak powiedziałem, był to zupełny przypadek (albo Palec Boży), że na to natrafiłem, było to bowiem moje pierwsze włączenie telewizji od kilkunastu dni. Zauważyłem, że jest mecz Argentyna : Belgia i postanowiłem go obejrzeć. Ale włączyłem i zostawiłem na TVP INFO, wszedłem na kanał informacyjny z jedynego powodu. Nie z powodu taśm starych czy tych, co dopiero mają być, bo i od tego byłem oderwany, a tylko i wyłącznie, aby zobaczyć, co w trawie piszczy a propos wojny, a to nie z powodu własnej ciekawości, ale potrzeby lub niepodjęcia pewnych kroków wobec siebie i swoich najbliższych, gdyby w trawie piszczało, że słowa premiera: "Nie wiadomo, czy we wrześniu polskie dzieci pójdą do szkoły" plus tego, że podobno rozpoczęto ewidencjonowanie wszystkich samochodów dostawczych i ciężarowych, jak i kilka innych starszych rzeczy i niemało innych nowych.

Zacząłem oglądać od pierwszego wejścia na antenę w sprawie "katastrofy” pod... Topolowem, dokładnie chyba, bo byłem na tym kanale, gdy jeszcze były poprzedzające reklamy. Zaczęło się od niezłego cyrku. Jedna ze stałych prezenterek, ta o migdałowych oczach (nie pamiętam jak się nazywa) zaczyna mówić i ja słyszę że coś "koło tupolewa”. Myślę, co ona mówi. Wyjeżdżają ze Smoleńskiem znowu, ale co za numer! Sądzę: "koło tego pseudohangaru, co mają tam być niby szczątki tupolewa w Smoleńsku. Co oni znowu wymyślili!"

Potem prezenterka znowu mówi, że katastrofa w tupolewie, potem miesza, że w tupolewie koło Topolowa, poprawią się wprawdzie,ale wzmiankuje coś takiego, że w Topolowie koło tupolewa. No więc jazda na całego. Najlepsze w tym, że prawie się nie poprawiała. Może z jednym wyjątkiem, co jest dość niesłychane w praktyce dziennikarskiej i ta cała jej historia z tupolewem kolo Topolowa trwała około 10 minut. Po wejściu na antenę i jej paru słowach jak zwykle był materiał filmowy (choć trudno go nazwać filmowym, ale o tym później), potem znowu ona o tupolewie, materiał filmowy, później ona o tupolewie i materiał filmowy.

Na przestrzeni więc około 10 minut trzykrotnie wracała do tego, że tupolew i potem się już nawet nie poprawiała. Jak zahipnotyzowana. Nie będę uważał że prezenterka zafiksowała się wcześniej w tupolewie, bo się przejęła tym, co żydzi zrobili gojom (na pewno wie, że delegacja nie zginęła w tupolewie w Smoleńsku), ale albo to wynik tresury i - w związku z materiałami o tym - coś się jej rzeczywiście pomieszało, albo Opatrzność pomieszała jej język (to bardziej) albo też wykonała zadanie, celowo się myląc. To ostatnie jednak uznaję za najmniej prawdopodobne, bo wyglądało na to, że prezenterkę migdałowooką wypieprzyli z anteny i po 10 minutach tego cyrku z tupolewem zamiast Topolowem zastąpiła ją inna.

Gdy mówiła (ta migdałowooka jeszcze), że rozbił się tupolew i zginęli w nim skoczkowie, pomyślałem, że chodzi o tego drugiego (a właściwie jedynego raczej od początku tupolewa), który ma być u nas na stanie. Myślę szybko – rozpieprzyli go specjalnie, żeby resztki śladów zatrzeć – czy co. Ale to się kupy nie trzyma – jacy skoczkowie w tupolewie. Kilka, kilkanaście osób. I tenże tupolew rozbija się i mieści miedzy posesjami, jak podają. W końcu po absencji prezenterki i zastąpieniu jej przez nową do tupolewa już nie wracaliśmy. Ta nowa nie pomyliła się ani razu.

Dlaczego napisałem, że trudno to, co pokazywano przez pierwsze dziesięć minut, ale i długo później, przynajmniej jeszcze pół godziny, nazwać relacją filmową? - Był dźwięk, ale nie było obrazu na żywo. Przez więcej niż pół godziny łączyła się dziennikarka z TVP Katowice, ale tylko za pomocą dźwięku. Jedyne, co pokazywano oprócz mapy, to było zdjęcie ulicy, gdzie znajdowały się dwie - trzy karetki na poboczu, wóz policyjny. I to był główny obraz z katastrofy.

Potem - z tego co pamiętam - pojawił się jakiś obraz, ale był bardzo fragmentaryczny, nie było ciągłej rejestracji, tylko puszczane w kółko te same elementy, jakby nie było więcej materiału. Przechodzący koło wraku z prawej strony ekranu na lewą (w oddali) dwaj panowie w białych koszulach. I to krótkie ujęcie puszczane w kółko.

Domyślnie dziennikarka TVP Katowice, podchodząca do policjanta, a on jej nie puszcza i przechodzących niby kilku gapiów, domyślnie którym kazano wyjść poza teren. Którzy wyglądali, moim zdaniem, nieprzekonująco, co uwidaczniało dodatkowo to, że jedno z nich - kobieta zasłoniła ręka kamerę, nie zrobił tego policjant. Raczej ludzie tego nie robią, gdy kamera filmuje po jakiejś tragedii, katastrofie. To też puszczane w kółko jak na pętli czasu.

Ogólnie tak naprędce do końca relacji, którą oglądałem, do godziny 20:30, w pamięci naliczyłem tak około 30 podobieństw ze Smoleńskiem.

Zaznaczę, że oglądałem cały czas od pierwszego wejścia grubo po 16:00 do około 20:30. I tylko taki ciągły ogląd tego mógł być dobrą obserwacją. Dlatego że historia rosła. Były zdarzenia, które sobie przeczyły, i ludzie, którzy sobie przeczyli albo zmieniali zdanie. Nie wiem, co można zobaczyć, patrząc na to, co jest teraz dostępne z necie.

Następnego dnia powziąłem tylko dodatkową informację, że samolot był zarejestrowany w Ameryce i konieczne będzie zwrócenie się do strony amerykańskiej (każdy kojarzy badania TAWS), więc kolejny kamyczek do ogródka oraz wszedłem na stronę internetową TVN 24. Tam zobaczyłem niby gaszenie pożaru przez strażaków dosyć zasłoniętych drzewami, a to co gasili, to tak jakby kopczyk po pieczonych ziemniakach, jakiś słaby dym, ledwo. I relację ratującego ludzi z wraku, która według mnie jest stekiem bzdur.

Jeśli chodzi o gaszenie, to w relacji TVP INFO mówiono o tym gaszeniu od początku, ale ani przez sekundę przez te blisko 4 godziny nie pokazano żadnego gaszenia.

Na początku podawano czas rozbicia się dokładnie 16:20. Na te minuty "dwadzieścia po" zwróci uwagę każdy, kto zajmował się 10.04., nawet gdyby prezenterka nie zrobiła "jazdy" z tupolewem. Potem, szybko potem podawano już, że to była szesnasta, po szesnastej, kilkanaście minut po szesnastej (znowu zapomniano zapytać tych rzekomych(?) świadków, która godzina była, gdy widzieli ten spadający samolot. Do końca programu, do godziny 20:30 nie uściślono minut.

Miejsce wypadku samolotu, który spadł w sobotę pod miejscowością Topolów w woj. śląskim

Teraz będę pisał skrótowo. To co poniżej, oprócz samej relacji z odbioru, jest w większości podobieństwem do Smoleńska:

Na samym początku podawano godzinę 16.20. Potem, przypuszczam, że pod wpływem mylenia prezenterki tupolewa z Topolowem i nazbyt oczywistych skojarzeń zmieniono minuty na nieokreślone.

Na samym początku pokazano na mapie miejscowość, miejscowości bez dookreślenia, że to Polska. Pisało: Topolów Radzionków. Dopiero jak prezenterka trzeci raz wyjechała z tupolewem pojawił się na mapie napis: Polska.

Podawano najpierw, że rozrzut szczątków jest duży, przynajmniej kilkaset metrów, i że duży teren poszukiwań będzie. Opowiadano jakieś historie, że być może gdzieś tam domyślnie błąkają się ofiary, które wyszły z wraku i są w szoku - trochę tak jak prezydent, który mógł wyjść w wraku i gdzieś pobiec.

Samolot trafił dokładnie w teren zabudowany, ale zmieścił się między posesjami.

"Świadek”(?) opowiadał, że paliły się drzewa od samolotu, który zapłonął. Nie było tego w ogóle widać.

Świadek opowiadał, że słyszał wycie silników

Świadek opowiadał, że widział, jak samolot uderzył w ziemię i zapłonął. Myślał (myślała - bo to kobieta), że uderzy w nią. Widziała, że uderzył dziobem w ziemię. Ale to, co nam pokazywano, przynajmniej w telewizji TVP INFO, to było poskręcane, nieokreślone żelastwo, ułożone w kształt kadłuba, z czymś, co przypominało sam dziób, choć już nie widać było kokpitu, i sterczącym dumnie statecznikiem - tak samo jak w "katastrofie” Casy i w Smoleńsku.

Jeśli samolot uderzył dziobem w ziemię, a nawet i nie dziobem, jest absolutnie niemożliwe, aby ten statecznik tkwił w ten sposób jak na zdjęciu, które załączyłem.

Gen. Polko opowiadał, że to dziwna katastrofa. Daje do zrozumienia, że coś tu nie gra. Po jakiejś pół godzinie, po drugim wejściu na antenę, mówi już, to na pewno była przyczyna, że skoczkowie przesunęli się do tyłu (utworzyli kłąb ludzkich ciał - jak w Smoleńsku wedle ruskiej relacji strażaka, prawda?).

Pokazują ten niby wrak, a może jeśli jakimś cudem prawdziwy wrak. Pokazują mówią o gaszeniu i pożarze, ale nie widziałem żadnych śladów osmaleń wraku ani nie zapaliły się suche wysokie trawy, które przy wraku były, ale i zielone. To ci dopiero traf z tymi suchymi trawami, że tam się rozbił.

Jest jeszcze dużo drobnych elementów, choć nie wiem, ile bym sobie przypomniał, ale przede wszystkim - statecznik sterczy tak samo jak w Mirosławcu i Smoleńsku.

Prawdopodobieństwo, że zdarzyło się to koło Topolowa, który mylić się będzie z tupolewem, jest chyba prawie zerowe. Nieświadomi będą mieszać do tego Opatrzność, ale i podstawieni. Ale jak mawiał nawet Einstein: "Jestem pewien, że On (Bóg) nie gra w kości”.

Jeszcze kilka spraw:

Od początku nieustalona liczba pasażerów - dochodzenie do tej liczby. Lotnisko, z którego mieli wystartować, ma być przecież około trzy kilometry dalej. Reporter dojeżdża w pięć minut na miejsce i dowiaduje się, ile osób wsiadło do samolotu.

W ciągu całych czterech godzin nie pokazano i nie porozmawiano z nikim z lotniska.

Bardziej normalne relacje na żywo pojawiły się dopiero, gdy po dwóch godzinach - prawdziwie czy udawanie - dotarła telewizja z Warszawy. Telewizja z Katowic nie mogła - nader ciekawe. Ale jak już minęły te dwie godziny, to już telewizja z Katowic mogła.

To zdjęcie, które pokazywano przez całe pół godziny jako jedyny obraz z miejsca oprócz mapy podpisane było Radio Jura (istna wojna światów Orsona Wellsa – wracamy do epoki radia).

Nie mieliśmy przez całe cztery godziny żadnego nazwiska. Jak już ustalono, że było dwanaście osób na pokładzie (też liczba symboliczna - dwunastu apostołów, dwunastu rozbójników, a ten co się uratował - Judasz? I chyba tych nazwisk nie było też następnego dnia.

Nie mieliśmy nazwiska tej niby osoby uratowanej (niby jeśli podstawionej). Najpierw mówiono, że u niego już jest w szpitalu narzeczona, potem, że żona. Wzięli ślub w tym czasie?

Świadek opowiada, że ratował, ale przeszkodziły dalsze eksplozje. Na miły Bóg! Twardziel. Pierdzieliło mu koło twarzy, a on dalej ratuje. Istny Terminator. Dopiero jak eksplozji było za dużo, to on nie wydolił.

Podano, że na pokładzie był właściciel firmy. Oczywiście nie podano nazwiska.

Poinformowano, że ciała zostały zwęglone i trzeba je rozpoznawać po DNA. Skąd my to znamy? Równocześnie mówiono że straż pożarna przyjechała błyskawicznie, bo i miejscowa, a ludzie, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, zaczęli od razu dzwonić na 212. Zatem rozdzwoniły się komórki...

Facet wyciąga żywego. Drugi prosi o ratunek, ale ratujący już nie daje rady go wyciągnąć. Zaraz straż gasi, ale facet (i inni od czasu wołania o ratunek do gaszenia) zdąży się całkowicie zwęglić. Równocześnie topi się powłoka kompozytowa. To ci dopiero temperatura! Ale spadochron, z którym wyciągają ofiarę, nie pali się itd.

Jeden świadek widzi, że samolot zahaczył o drzewo.

Dyskusja o przyczynach podobna, choć na mniejszą skalę, jak 10 kwietnia. Samolot stary, ale jary. Zakończono produkcję w latach siedemdziesiątych.

Nim zresztą ustalono, jaki to był samolot, też niemało czasu upłynęło. W tym czasie już rozmawiają z gen. Czempińskim i innymi ekspertami, a nie wiedzą jaki samolot, gdy lotnisko, z którego miał wylecieć, znajduje się 3 km dalej.

Firma ta, wedle tego co podano, prywatna, miała szkolić ludzi do jednostek specjalnych (oprócz zwykłej turystyki).

Na początku obiecują rozmowę ze świadkiem, ale jej nie ma, jest potem z opóźnieniem. Świadek jest kolo jakiegoś domu, ale to nie jest jego dom. Pyta reporter, gdzie się to zdarzyło. On pokazuje ręką, że o tam, ale kamera nie pokazuje tego "tam", tylko świadka na tle domu itd. itp.

Około dwa miesiące temu mówiłem do kilku osób: "Gdy wam powiedzą, że jacyś ludzie zginęli w katastrofie samolotowej w Polsce, to nie wierzcie, że w ogóle jakiś samolot wyleciał. Owszem, może się zdarzyć rzeczywiście katastrofa, ale wstępnie nie wierzcie, że wyleciał samolot i oni zginęli w samolocie. Dopiero jak nie będzie żadnych wątpliwości i nikt nie będzie miał żadnych wątpliwości, możecie to przyjąć".

Zwróćmy jeszcze uwagę na mapę. Zaznaczony jest Radostków, bo to stało się w samej wsi, nie koło, a oni nie mówili Radostków, tylko Topolów. Jak to można wytłumaczyć? Czyż to nie jest specjalnie?

Cyprian Polak".

 

Nie mogę zamieścić zdjęć, przesłanych mi przez Cypriana Polaka. One po prostu znikają po pewnym czasie (przynajmniej w moim komputerze). Chcę tu ponadto poinformować Autora powyższej obszernej i interesującej wypowiedzi, iż portal  gazetawarszawska.com  jest zablokowany od co najmniej 48 godzin. Moje e-maile nie dochodzą do inż. Krzysztofa Cierpisza, on też nie pisze do mnie ani nie telefonuje.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo